sobota, 6 września 2014

Rozdział 11. 'Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości.'

Nie mogłam uwierzyć, że Kristina, która jeszcze niespełna dwie godziny temu czule całowała Thomasa, teraz tonęła w objęciach Wanka. Chłód powoli przenikał moje ciało, więc wróciłam do pomieszczenia. Nie byłam pewna, czy powinnam powiedzieć Morgiemu o całym zajściu. Nie potrafiłam trzeźwo myśleć. Mimo, że spędziłam na dworze ponad piętnaście minut, wciąż trapiły mnie zawroty głowy. Kiedy weszłam do pomieszczenia, muzyka jakby zanikała, a tańczące postacie stawały się niewyraźne. Chyba ktoś o coś zapytał, ale w tej chwili nie mogłam zrozumieć sensu wypowiedzi. Jakimś cudem, udało mi się trafić na korytarz. Usiadłam pod ścianą, żałując swojej bezmyślnej decyzji. Chciałam odnaleźć Manuela, ale upojony alkoholem na pewno nie pomógłby mi w pokonaniu schodów.
- Jeju, Nikki! Wszędzie cię szukam! - nie miałam siły podnieść opartej na kolanach głowy.
- Przepraszam... - znowu przez moją głupotę, Gregor miał problemy.
- Zabije Freitaga jak tylko go spotkam, miał cie pilnować!
- Przecież nic się nie stało - powiedziałam na w pół śpiąco.
- Ale mogło się stać... - szepnął Schlieri i delikatnie dotknął ustami mojego czoła.
Niemal w mgnieniu oka, znaleźliśmy się na górze. Runęłam na łóżko, które z pewnością nie było moje. Połknęłam dwie tabletki, które mi podał i marzyłam jedynie o śnie. Na szczęście nie męczył mnie mierzeniem temperatury. Z resztą chyba sam obawiał się wyniku pomiaru. Położył się tuż obok. Ostatni raz tego wieczoru, poczułam zapach jego mocnych perfum i odpłynęłam do Krainy Morfeusza.
Kiedy się obudziłam, zegarek na ścianie wskazywał kwadrans po ósmej. Obok leżał nakryty kołdrą po czubek głowy Gregor, a na drugim posłaniu smacznie chrapał Haybock. Na skrawku papieru zostawiłam krótką wiadomość i wróciłam do swojego pokoju. Gdy zobaczyłam Thomasa, uderzyła we mnie fala wspomnień wczorajszej nocy. Spokojnie spał, nieświadomy całej prawdy o jego dziewczynie. Stwierdziłam, że powinien dowiedzieć o wszystkim, ale nie wcześniej niż po zakończeniem Turnieju Czterech Skoczni. To wybiłoby go tylko z rytmu. Odświeżyłam się pod prysznicem i od razu poczułam się znacznie lepiej. Po dopięciu ostatniej walizki, wyciągnęłam z torebki odtwarzacz mp4, wetknęłam słuchawki do uszu i zagłębiałam się w słowach Rihanny. Co jakiś czas, ukradkiem zerkałam w kierunku Morgensterna. Miałam tylko nadzieję, że ta zołza dziś tu nie przyjdzie. Robiło mi się niedobrze na samą myśl o niej, więc wolałam nie wyobrażać sobie, co byłoby gdyby stanęła teraz przede mną. Ponownie skierowałam wzrok na Morgiego. Siedział na skraju łóżka, badawczo mi się przyglądając.
- Nie wróciłaś na noc, martwiłem się...
Czułam, że jego przenikliwie niebieskie oczy, widzą wszystko, co znajdowało się wewnątrz mnie. Nie miałam odwagi, by w nie spojrzeć. Miał rację, byłam gówniarą, która kompletnie nie wiedziała, czym jest miłość. 
- Przepraszam. Ogólnie za wszystko, chyba nieźle ci namieszałam - powiedziałam w przypływie emocji. 
- Nicole, - nie lubiłam, gdy zwracał się do mnie pełnym imieniem - jesteś świetną dziewczyną i mam nadzieję, że spotkasz kiedy kogoś takiego, kim dla mnie jest Kristina. 
- Mam nadzieję - wysiliłam się na nieszczery uśmiech - Moglibyśmy czasem spotkać się, pogadać? - zapytałam niewinnie.
- Pewnie, że tak. Przyjaciele? - podał mi dłoń.
Nawet nie wiedział, jaką trudność sprawiło mi wyciągnięcie w jego kierunku mojej ręki.  Wystarczyło na niego spojrzeć, był cholernie szczęśliwy. Nie byłam mu do tego szczęścia potrzebna. Nareszcie zrozumiałam, że nie jest facetem dla mnie. Zagryzłam dolną wargę, by zahamować łzy, które nieuchronnie cisnęły się do oczu.
- Przyjaciele... - szepnęłam i opuściłam wspólne lokum.
Po śniadaniu, każdy zniósł swoje walizki na dół i wpakowaliśmy się do autobusu. Podróż upłynęła w całkiem przyjemnej atmosferze. Wszyscy mieli nadzieję, że Morgi potwierdzi wspaniałą dyspozycję również podczas austriackiej części Turnieju Czterech Skoczni. Nasze relacje uległy wyraźnemu polepszeniu, w autobusie wymieniliśmy nawet kilka zdań. Za to, co raz lepiej czułam się w towarzystwie Gregora. Mogłam nawet zaryzykować stwierdzeniem, że wcześniej Thomas mi go trochę przysłaniał. W drodze powrotnej, oglądaliśmy zdjęcia. Kiedy trafiliśmy na folder z fotografiami, do których pozowałam, Manuel stwierdził, że to jedyne, które udały się Schlieriemu. Przed 11 byliśmy już w domu. Prawdopodobnie, wieczorem mieliśmy ponownie znaleźć się na skoczni. Organizatorzy planowali przełożenie kwalifikacji na dzisiejszy dzień z powodu złych prognoz pogodowych na jutro. W korytarzy zostaliśmy ciepło przywitani przez Angelikę i Paula. Claudia również nie kazała na siebie zbyt długo czekać. Doskonale wiedziałam, jakie pytanie zada jako pierwsze.
- I jak z Thomasem?! - zapytała uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Jesteśmy przyjaciółmi - odparłam beznamiętnym tonem.
- Przyjaciółmi?! Co ty mówisz? -blondynka złapała się za głowę.
- Zeszli się. Szkoda tylko, że ona go zdradza.
Clau jeszcze szerzej otworzyła usta ze zdziwienia, więc streściłam jej cały wyjazd. Oczywiście pomijając drobne epizody z Gregorem w roli głównej. Nie chciałam, żeby o cokolwiek nas podejrzewała. W opisie nie mogło zabraknąć Michaela, który liczył się chyba najbardziej. Nie mogłam pominąć najdrobniejszych szczegółów, jak choćby to, w co ubrany był na bankiecie. Gdy miałam nadzieję, że blondynka wyczerpała swój limit pytań, zadała ostatnie. Najtrudniejsze: I co teraz? Szkoda, że nie potrafiłam udzielić na nie odpowiedzi. Nawet nie wiedziała, jak bardzo wyjazd tutaj, zmienił moje życie. Najgorsze było przeczucie, że to dopiero początek tych zmian. W pomieszczeniu zapanowała cisza, której moja towarzyszka nienawidziła. Szybko skierowała rozmowę na inne tory i już po chwili zagłębiałyśmy się w świecie kobiecych pismaków. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka, wydobywający się z mojego telefonu. Spodziewałam się, któregoś ze skoczków, a napis na wyświetlaczu totalnie mnie zaskoczył. Co ojciec mógł ode mnie chcieć?
- Cześć córeczko, wszystko w porządku? - zapytał z roztargnieniem.
- Nagle zacząłeś się o mnie martwić? - rzuciłam z wyrzutem do słuchawki.
- Słuchaj uważnie... Zostajesz w austriackiej kadrze do konkursów w Zakopanem, potem wracasz do domu.
- Pogięło cię? Wszystko jest już ustalone i na razie nigdzie się nie wybieram!
- W tej sprawie nie masz nic do gadania.
- Mam, nawet więcej niż myślisz! - zdenerwowana nacisnęłam  na czerwoną słuchawkę.Usłyszałam głos Gregora, więc zbiegłam na dół. Dzięki temu, uniknęłam tłumaczenia, dlaczego krzyczałam do słuchawki. Kiedy okazało się, że za chwilę będzie podawany obiad, na dole znalazła się również Clau. Szturchnęła mnie pod stołem, jednoznacznie patrząc na telefon, znajdujący się w mojej kieszeni. Zignorowałam to i kontynuowałam rozmowę z jej mamą, która wychwalała umiejętności kulinarne swojego syna. Musiałam się z nią zgodzić. Pieczeń, którą przygotował smakowała wspaniale. Chyba powinnam zacząć biegać, by zrzucić kilogramy, które tu nadrobiłam. Schlieri zaprosił mnie na wieczorny spacer, na co jego siostra zareagowała z dezaprobatą. Stwierdziła, że miała inne plany wobec mnie, ale tym razem pójdzie mu na ręke. Na szczęście, opcja rozegrania kwalifikacji dzisiaj, spaliła na panewce. Na dworze było niemiłosiernie zimno, więc wolałam spędzić po południe grzejąc się przed kominkiem. Wzięłyśmy do salonu koce i wygodnie usadowiłyśmy się w fotelach. Oglądałyśmy jakieś ckliwe romansidło. Podczas półtorejgodzinnego seansu, ani razu nie widziałam Schlierenzauera, co było conajmniej dziwne. Weszłam na piętro, pod pretekstem sprawdzenia czegoś w walizce. Zapukałam do drzwi skoczka, ale tam również go nie było. Wysłałam smsa. Kiedy okazało się, że jest w hotelu, w Innsbrucku, trochę się zdziwiłam. Mieliśmy zameldować się w nim dopiero jutro rano. Powoli zaczynałam łączyć wątki. Telefon ojca, nagła nieobecność Gregora... Trochę zaniepokojona, wróciłam do Claudii.
                                                               

 ~*~
 ~Gregor
Pokonywałem ulice Innsbrucka niemal z prędkością światła. Freitag miał nowe, arcyważne wiadomości. Odkąd mianowałem go szpiegiem naszej całej akcji, chodził za Schusterem niczym cień. Miał wyjść przed hotel, aby przypadkiem nikt nie podsłuchał naszej rozmowy. Czekałem na parkingu, aż brunet wsiądzie do mojego auta.
-Nareszcie jesteś... - nie ukrywałem zdenerwowania.
- Sorry, ale ci debile stwierdzili, że uciekam, bo mam słabe karty i nie chcieli mnie wypuścić - tłumaczył zasapany.
- Mów, co wiesz.
Niemiec głośno nabrał powietrza i zaczął opowiadać.
- Kiedy Schuster wybiegł nagle z jadali, stwierdziłem, że coś jest na rzeczy. Zasunąłem swoje krzesło i powoli poszedłem za nim. Tak jak sądziłem, znalazł się w pokoju Hofera. Szeptali, więc na początku nic nie słyszałem. Udało się dopiero, kiedy Werner podniósł głos. Coś się stało i zmienili plany. Chcą z nią skończyć w Wiśle…
- Fuck -zakląłem pod nosem, bo nic lepszego nie przychodziło mi w tym momencie na myśl...



~*~
Kiedy opuściliśmy dom, powoli zaczynałam żałować swojej decyzji. Było okropnie zimno, a siarczysty mróz szczypał w policzki. Dopiero po przejściu kilkunastu metrów, zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą rękawiczek. Szliśmy bez słowa, oboje zadumani.  Rozciągające się w oddali malownicze Alpy, sprawiły, że z łatwością zapomniałam o doskwierającym zimnie. W pewnym momencie, cisza powoli zaczęła mnie denerwować. Stwierdziłam, że to odpowiedni moment, by się odezwać.
- Wspaniałe miejsce. Chciałabym zamieszkać tu na stałe - powiedziałam nie do końca świadoma swoich słów.
- Możesz wprowadzić się nawet do mojego pokoju - roześmiał się, a z jego ust wypłynęła para - A teraz na poważnie... Jak ci się podoba w kadrze?
- Jest naprawdę super! - odpowiedziałam zgodnie z prawdą - Nie sądziłam, że tak szybko się zaaklimatyzuję.
- W takim razie bardzo się cieszę. A gdzie twoje rękawiczki?! - dotknął mojej lodowatej dłoni i już nie puścił.
Wtuliłam się w niego i spacerowaliśmy uliczkami Fulpmes, niczym zakochana pary. Na małym rynku nie dostrzegliśmy ani żywej duszy, nawet samochody przejeżdżały sporadycznie. Woleliśmy nie siadać na skutych lodem ławeczkach, więc wciąż maszerowaliśmy przed siebie. W pewnym momencie skręciliśmy w nieoświetloną, leśną drużkę.
- Jest już ciemno, prowadzisz mnie do jakiegoś lasu... Mam się bać? - zapytałam tonem pełnym udawanej powagi.
- Psujesz nastrój - choć panowała ciemność, wiedziałam, że się uśmiechnął - Chcę ci tylko coś pokazać.
Objął mnie w pasie jeszcze mocniej i we dwoje pokonywaliśmy ogromne śnieżne zaspy. Byłam kompletnie zdezorientowana, ale równocześnie cholernie ciekawa. Po kilku minutach,z wysokich iglaków wyłoniła się niewielka konstrukcja, która okazała się skocznią. Sople lodu zwisające po bokach torów najazdowych, sprawiały, że wyglądała tak niezwykle, bajkowo...
- Tutaj zaczynałem - Gregor dumnie spoglądał na stary obiekt.
- Wejdziemy tam na górę? - pokazałam palcem na belkę startową największej skoczni, której punkt konstrukcyjny wynosił maksymalnie trzydzieści parę metrów.
- Oczywiście!
Mimo, że nie znajdowaliśmy się na jakiejś większej wysokości, widok był wspaniały. Siedzieliśmy na kawałku spróchniałego drewna, który w każdej chwili mógł się złamać. Jednak teraz żadne z nas się tym nie przejmowało. Wewnątrz, byłam jakoś dziwnie szczęśliwa. Czy powodem tego szczęścia był facet siedzący tuż obok?
- Nie wyobrażam sobie, że mógłbym cię teraz stracić... - wyszeptał mi do ucha.
- Przez najbliższy czas nigdzie się nie wybieram - uśmiechnęłam się najładniej, jak tylko potrafiłam.
- Obiecaj, że będziesz na siebie uważać - powiedział z nutką nerwowości.
- Obiecuję.
Kiedy odwróciłam się w jego stronę, nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry. Każda sekunda stawała się godziną. Ucichł nawet wiatr. Po chwili, nasze usta znalazły się jeszcze bliżej siebie. Teraz już nic się nie liczyło. Chciałam tylko, by ta chwila trwała wiecznie...
 __________________________________________________________
Przesłodziłam... Wiem, przepraszam :D Do końca jeszcze 3/4 rozdziały + epilog. A na początek listopada, szykuję coś nowego. I tutaj wybór należy do Was. Po lewej stronie znajduję się ankieta, odnośnie wyboru bohaterów. Byłoby miło, gdybyście zagłosowały. 
Pozdrawiam i do następnego! <3

sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 10. 'Zazdrość to cień miłości. Im większa miłość, tym dłuższy cień.'

~Richard
Mój drugi skok wołał o pomstę do nieba, więc nawet nie chciało mi się czekać na końcowy rezultat. Dobrze, że widział go tylko zastępca trenera. Werner podobno musiał zostać w hotelu i obgadać ważne sprawy z Hoferem, którego również brakowało na terenie skoczni. Korzystając z chwili wolnego czasu, stwierdziłem, że pójdę zobaczyć, jak czuje się Nikki. Mimo, że od dłuższego czasu nie jesteśmy razem, wciąż nie jest mi obojętna. Jednak najpierw postanowiłem wstąpić do swojego pokoju. Moją uwagę przykuła niespokojna rozmowa dobiegająca z pokoju Schustera.
 - Musimy pozbyć się jej jak najszybciej! Niech zobaczy, na co nas stać! - wrzeszczał mój rodak. 
 - Spokojnie, przyjacielu. Wszystko przebiega zgodnie z planem. 
 - A co jeśli Muller zdąży ją wycofać? 
- Masz rację. Sprzątniemy dziewczynę w Sapporo. Tam z pewnością zabraknie jej anioła stróża Schlierenzauera.
 - Uciekam do swoich. A pojutrze w Innsbrucku oboje przypadkiem zachorujemy i obgadamy resztę spraw. 
- Tak, lepiej, żeby nikt nie słyszał. Do zobaczenia. 
Ktoś dotknął klamki, czym wyrwał mnie z chwilowego osłupienia. Czułem się jak aktor grający w filmie kryminalnym. Schowałem się za ścianą, modląc się w duchu, by szkoleniowiec wybrał inną drogę. Słowa, które przed chwilą usłyszałem wciąż do mnie nie dochodziły. Powoli kojarzyłem fakty. Morderstwo na tle skoków narciarskich? Przecież nie ma szans na upozorowanie zbrodni. Austriacy w końcu zaczną się martwić. Jedyną racjonalną rzeczą, którą mogłem teraz zrobić było uprzedzenie Gregora. Pobiegłem schodami, niemal potrącając sprzątaczkę z górą poskładanych prześcieradeł. Nie było go w pokoju, więc nie trudno było się domyślić, gdzie aktualnie przebywa. Zapukałem, a po usłyszeniu cichego "proszę", wparowałem do środka. Poczułem ukłucie zazdrości, gdy zobaczyłem Nikki, śpiącą na jego ramieniu. Skarciłem się w myślach. Przecież nie mogę zachowywać się jak rozhuśtany emocjonalnie nastolatek, w grę wchodziło bezpieczeństwo Nicole. 
 - Schlieri, musimy lecieć do Sapporo!
 - Alex już postanowił, że kadra A zostaje i trenuje na Bergisel. 
 - W grę wchodzi jej bezpieczeństwo - spojrzałem ponownie na śpiącą brunetkę. 
 - Czego ty się naćpałeś, człowieku?! 
Opowiedziałem mu pokrótce o wszystkim, a on co raz to bardziej rozdziawiał japę ze zdziwienia. Zareagował w ten sposób, którego najbardziej się obawiałem. Spanikował i od razu chciał lecieć na policję. Chyba ostatnio był taki przerażony, kiedy przed samym startem rozwalił mu się kombinezon. Byłem zdziwiony, że ta sprawa w ogóle go obchodziła. Zazwyczaj mało przejmował się innymi. 
 - Pointner mnie zabije, ale masz rację. Musimy tam być. 
- Ta szuja Schuster bierze w tym udział, więc my na pewno pojedziemy. 
- A co z Nicole? 
- Im mniej wie, tym lepiej śpi. Po prostu trzeba jej lepiej pilnować. Nie wypuszczać na samotne spacery itp. itd. 
- Zaopiekuje się nią. Potem trzeba będzie przekazać pałeczkę Morgensternowi, bo to z nim będzie mieszkać. 
- Pogadamy innym razem, w bardziej ustronnym miejscu. Trzymaj się. 
Opuściłem pokój oznaczony numerem 234 i udałem się korytarzem w kierunku windy. Wciąż towarzyszyło mi to dziwne uczucie. Czy wciąż byłem zazdrosny o Nicole? Z jednej strony ta cholerna chęć popatrzenia na nią. Z drugiej strony Gregor... Szlag mnie trafiał, kiedy tak leżała na jego klacie, a on podczas rozmowy raz po raz dotykał opuszkami palców jej jedwabistych włosów. Byłem kompletnie zdezorientowany. Chciałem tylko, żeby była szczęśliwa. 

~Nicole
Na dworze robiło się co raz ciemniej, więc konkurs musiał się już skończyć. Nie potrafiłam powiedzieć, ile spałam. Wiedziałam tylko, że obok brakuje Schlieriego. Musiał pójść niedawno, bo fragment posłania, który zajmował, był jeszcze ciepły. Otworzyłam oczy trochę szerzej i na równoległym łóżku zobaczyłam Morgensterna. Wyglądał na szczęśliwego. Chyba zauważył, że się obudziłam. 
- Trochę lepiej ? - zapytał z troską. 
- Tak, zdecydowanie. A jak na skoczni? 
- Znów pierwszy. Zapomniałem już, jakie to wspaniałe uczucie być na samym szczycie. 
- Gratulacje - uśmiechnęłam się sama do siebie. 
Byłam z niego cholernie dumna. I nie obchodziło mnie, że ta pusta blondynka też. Życzyłam mu zwycięstwa z całego serca. 
- Dzięki. A może teraz powiesz mi, co było powodem twojego idiotycznego zachowania. 
Miałam nadzieję, że szybko o tym zapomnę. Ale po co?! Przecież Królewicz Morgenstern musi wszystkiego dociekać. Byłam zła, cholernie. 
- Domyśl się - rzuciłam niby obojętnie. 
- Chodzi o Kristinę, prawda? 
Kiwnęłam głową, patrząc w kierunku przeciwległej ściany. W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Nie przeszkadzała mi w najmniejszym stopniu, ale jemu wyraźnie ciążyła. Otwierał usta, by potem ponownie je zamknąć. Tak jakby nie potrafił dobrać odpowiednich słów. Pierwszy raz dostrzegłam na jego twarzy kompletną pustkę i zakłopotanie. 
- Nikki, ja... Przepraszam - wydukał - Nie chciałem, żeby tak wyszło. 
Nie wymagał od niego jakiejkolwiek odpowiedzi, a już na pewno przeprosin. Nie wiedziałam, co powinnam w danej sytuacji zrobić. "Spoko, nic się nie stało."? Może rzeczywiście przesadzałam, ale czułam, że cholernie mnie zranił. Teraz, ulotne, szczęśliwe chwile spędzone w jego towarzystwie, wydawały mi się odległe. Czasem zastanawiałam się nawet czy, aby na pewno nie były wytworem mojej wybujałej wyobraźni. Pukanie, które rozległo się w pomieszczeniu, wyrwało mnie z zamyślenia. Kiedy w progu, stanęła Kristina, stwierdziłam, że to odpowiednia pora na ewakuację. Oznajmiłam tylko cicho, że zostawię ich samych i ominęłam w drzwiach blondynkę, która nie szczędziła kąśliwej uwagi pod moim adresem. Minęłam ją bez słowa, by wyjść z sytuacji z twarzą. Bez zastanowienia, podążyłam do pokoju dzielonego przez Gregora i Michaela.
- Cześć, przeszkadzam? - zapytałam z nadzieją uzyskania przeczącej odpowiedzi.
- Ty? Nigdy! Wchodź - Schlieri odłożył na półkę aparat.
Albo ja byłam przewrażliwiona, albo jego radość była totalnie sztuczna. Lustrował mnie wzrokiem, ale doskonale wiedziałam, że myśli skoczka są zupełnie gdzie indziej. Nie wyglądał nawet na tak zmartwionego, kiedy wrócił ze skoczni.
- Coś nie tak? - zapytałam z lekkim przestrachem.
- Myślałem, że go rzuciłaś. Dziwnie się zachowuje, odkąd od ciebie wrócił - wtrącił się Hayboeck, który po chwili wrócił do ekranu swojego telefonu.
Nie miałam ochoty na tłumaczenie mu, że nie jesteśmy razem. Do Schlierenzauera chyba nie doszły nawet słowa kolegi. Nastrój panujący w lokum członków Teamu, powoli mnie dobijał. Na szczęście pozostał mi jeszcze Manuel. Już miałam wychodzić, kiedy moja ostatnia deska ratunku wparowała do pomieszczenia. Jak zwykle bez pukania, jak zwykle chaotycznie. 
- W związku z tym, że większość ekip wyjeżdża dopiero jutro, w sali na dole, organizują mały bankiet. - powtórzył pod nosem całą kwestię, by upewnić się, czy w jego wypowiedź na pewno nie wdarł się żaden błąd.
 - To świetnie, bo powoli robi się nudno - powiedziałam, zerkając jednoznacznie w kierunku Gregora.
- W końcu będzie z kim zatańczyć. To coroczne "gej party" też powoli zaczyna mi się nudzić - Fetti wybuchnął śmiechem.
- Nikki nigdzie nie idzie. Rano miała jeszcze wysoką gorączkę - troska Gregora była dla mnie zrozumiała, ale raczej niepotrzebna, bo czułam się znacznie lepiej.
- W takim razie zapraszam do mnie. Wziąłem swoje ziółka lecznicze - powiedział poruszając brwiami, z wymalowanym na twarzy zawadiackim uśmiechem.
- Wsadź sobie te ziółka w cztery litery. Podczas, gdy my męczyliśmy się w hotelu z ich skutkami ubocznymi, ty zająłeś w Oslo drugie miejsce.
- Lata praktyki, moi drodzy. 
Zniknął tak szybko, jak się pojawił. Być może było to spowodowane poduszką, którą Michi próbował targnąć się na jego życie. Zabrałam blondynowi mięciutki jasiek i rzuciłam nim w Schlieriego. Skoczek chyba pierwszy raz szczerze się roześmiał, odkąd tu przyszłam. Wyciągnęłam z pod łóżka piłkę do siatkówki i bezmyślnie rzuciłam nią w przyjaciela. Na ratunek wciągniętego w symulator skoków Hayboecka nie miałam, co liczyć, więc pozostała mi tylko ucieczka. Z krzykiem wybiegłam na korytarz. Moje umiejętności atletyczne wołały o pomstę do nieba, więc już po chwili ponownie znalazłam się w pokoju za sprawą Schlierenzauera, który dosłownie mnie przez siebie przerzucił. Kościste, wbijające się w brzuch ramiona i wiszenie twarzą obok jego tyłka, było naprawdę wspaniałym doświadczeniem. Podziękowałam w duchu, gdy w końcu wylądowałam na łóżku. Zachodziłam się od śmiechu i czułam jak moja chrypa powoli powraca. Michi obserwował nas z dezabrowatą i łatwo zauważalnym znudzeniem. Ostatnimi czasy nie wywierał na mnie zbyt dobrego wrażenia. Nie wiedziałam, co Claudia w nim widzi. Oprócz ładnej buźki i rozwianej blond czupryny, nie było w nim nic, co mogłoby przykuć moją uwagę. Kiedy zegarek na ścianie wybił osiemnastą, stwierdziłam, że powinnam wrócić do siebie. Gregor jeszcze przez jakiś czas, nakłaniał mnie do zmiany decyzji. Nie miał najmniejszej ochoty na wyjście i nawet nie chciał słyszeć, że będę tam przecież z innymi skoczkami. Wyjął z kieszeni swojego smartphona, wystukał coś na klawiaturze i ponownie go odłożył. Kiedy telefon zawibrował, odczytał smsa i bez problemu pozwolił mi iść do pokoju, by przygotować się na bankiet. To wszystko było conajmniej dziwne, ale wolałam nie szukać podtekstów. Weszłam do pokoju, uprzednio nie pukając. Po zobaczeniu całujących się Thomasa i Kristiny, szybko pożałowałam swojej decyzji. Przełknęłam ślinę, rzuciłam krótkie "sorry" i skierowałam się ku łazience.
- Thommi, chooodź. Tak dawno nie tańczyliśmy - mówiła błagalnym tonem blondynka.
- Naprawdę nie mam dzisiaj siły. Przepraszam, kochanie - skrzywiłam się na dźwięk cmoknięcia
- Ehh, wygląda na to, że będę bawić się sama - zrezygnowana opuściła nasze tymczasowe lokum, czym wyraźnie mnie ucieszyła.
Nie uniknęłam spojrzenia w lustro, czym tylko się zdołowałam. O ile niedoskonałości mogłam przysłonić pudrem, o tyle nieustannie łzawiące od kataru oczy okazały się większą udręką. Zrobiłam lekki makijaż, rozczesałam włosy i wyglądałam troszkę lepiej niż wcześniej. Wyjęłam z szafy granatową kieckę i ignorując spojrzenie Morgensterna, wróciłam do łazienki. Ledwie zapięłam zamek, a w pomieszczeniu rozległo się pukanie. Byłam conajmniej zdzwiona, kiedy w progu stanął Richard.
- Gotowa? Pięknie wyglądasz - uśmiechnął się i podał mi dłoń.
Przez chwilę martwiłam się, że mam zaniki pamięci. Kompletnie nie przypominałam sobie, żebym z kimkolwiek się umawiała. Kiedy szliśmy korytarzem, doszłam do wniosku, że wszystko robi się co raz bardziej podejrzane.
- Czyli to do ciebie, Gregor napisał smsa, prawda?
- Jakiego smsa? O niczym nie wiem - aktorstwo nigdy nie było jego mocną stroną.
- Nie kłam... Czy ktoś wreszcie wytłumaczy mi, o co w tym wszystkim chodzi?! - chyba niepotrzebnie podniosłam głos.
- Nikki, o czym ty mówisz do jasnej cholery?
- W takim razie, dobranoc - przyspieszyłam, a zdezorientowany brunet stanął w miejscu.
Na sali, zastałam na szczęście Manuela. Zresztą nie byłby sobą, gdyby opuścił jakąś imprezę. Zapoznał mnie z dwójką Norwegów, którzy okazali się mega sympatyczni. Z Tomem Hilde przetańczyłam chyba połowę wieczoru. W pewnym momencie poczułam się trochę gorzej, więc przeprosiłam blondyna, ubrałam bolerko i wyszłam na taras. Tuż przy balustradzie obściskiwała się jakaś para. Ponownie zrobiło mi się ciemno przed oczami, więc usiadłam na krześle, które znajdowało się niedaleko nich. Kiedy zdecydowałam się na powrót do pokoju, w celu zmierzenia gorączki, na wcześniej wspomnianą parę mignęła fala światła. Nie mogłam uwierzyć, w to, co zobaczyłam...

~*~
Miłego, ostatniego tygodnia wakacji! <3
Nowy postaram się dodać jeszcze przed powrotem do szkoły, ale nic nie obiecuję. :)

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 9. 'Miłość bez wza­jem­ności zaw­sze jest najsilniejsza.'

- Richi, przecież to twoja Nicole! - usłyszałam czyjś stłumiony głos. 
 Był znajomy, ale jakby dochodzący z oddali. Nie mogłam zidentyfikować do kogo należy. Miałam zbyt ciężkie powieki, by je podnieść. Czułam w skroniach pulsujący ból, który nie dawał za wygraną. Chyba pierwszy raz było mi tak cholernie zimno. Nie czułam stóp, ani dłoni. 
 - Leć do Morgensterna i powiedz, że ją znaleźliśmy. 
Po rozpoznaniu głosu Freitaga, z trudem otworzyłam oczy. Zdejmował właśnie żółtą kurtkę, charakterystyczną dla Niemieckiego Teamu. Okrył mnie nią, ale nie miałam nawet sił, by podziękować. Usiadł obok i przytulił jak za starych, dobrych czasów. Ciepło jego ciała, powoli przenikało do mojego. 
 - Dobrze, że nie wypiłaś zbyt dużo tego cholerstwa - skrzywił się i wyrzucił butelkę - Tylko powiedz mi jedno: Co ty tu robisz? 
Ponownie przymknęłam oczy, a Richard delikatnie potrząsnął moim ciałem. Tak, jak gdyby było zupełnie bezwładne. Powoli wszystko sobie przypominałam. Doskonale wiedziałam, jak i dlaczego się tu znalazłam, ale stwierdziłam, że lepiej będzie jeśli nikt się o tym nie dowie. Po chwili, usłyszałam czyjeś kroki. Zza rogu kamienicy, wyłonili się Gregor i Thomas. 
- Nikki! - ten pierwszy podbiegł i spontanicznie uwiesił ręce na mojej szyi - Martwiłem się. 
- Trener wie? - zdołałam wydukać totalnie zachrypnięta. - 
- Wiemy tylko my - zapewnił Morgi. 
Schlierenzauer objął mnie jeszcze mocniej i delikatnie uniósł do góry. Poczułam dotyk ust skoczka na swoim czole. 
- Jesteś rozpalona. Wracamy do hotelu. 
 - Wezmę ją, oboje wiemy, że jestem silniejszy - zaoferował się Thomas. 
 - Poradzę sobie - uciął Schlieri i poszedł przodem w kierunku naszego tymczasowego miejsca pobytu. Próbowali mnie zagadywać, nie pozwolili odpocząć. Myśleli, że jeśli zamknę oczy, już w ogóle się nie obudzę? Kupując Jacka Danielsa, nie miałam na myśli na pewno tego. Chciałam przynajmniej na jakiś czas odpocząć od tego wszystkiego. I chyba się udało - niestety, z konsekwencjami. Mimo, że ból nie ustępował i wciąż odczuwałam zimno, w ramionach skoczka czułam się lepiej, bezpieczniej. Po kilku minutach, dotarliśmy do hotelu. Zaraz po otwarciu drzwi, uderzyła w nas fala gorąca. Zmierzali po schodach, a Gregor wciąż mnie niósł. Obiecałam w duchu, że jeszcze kiedyś im się za to odwdzięczę. Dotarliśmy na wyznaczone piętro, a Morgenstern najciszej jak się dało, przekręcił kluczyk. Gdy starszy przeszukiwał apteczkę, młodszy szczelnie okrył mnie wełnianą kołdrą i oznajmił, że zejdzie do kuchni, by zaparzyć gorącą herbatę. Blondyn podał mi do ręki rtęciowy termometr, który znalazł w szafce. W oczekiwaniu na wynik pomiaru, czytał kolejne ulotki dołączone do leków. Tuż po powrocie Schlierenzauera, pokój wypełnił znajomy dźwięk. Wyjęłam aparaturę i zerknęłam na słupek rtęci.  
- 39.5°C, nie jest kolorowo - w wyrazie twarzy chłopaków, dostrzegłam troskę.
- Nie wiem, jak te leki zareagują z alkoholem, który masz we krwi, ale musimy czymś zbić temperaturę. 
Połknęłam dwie sporej wielkości tabletki, upiłam łyk gorącego napoju i ponownie ułożyłam głowę na poduszce. Przysłuchiwałam się ich rozmowie. 
- Idź do siebie, jutro konkurs, a jest już grubo po północy. 
- Zostaję tu na noc - warknął zaborczo Schlieri - Albo przynajmniej dopóki Nikki nie poczuje się lepiej. 
- Nic jej nie będzie, idź spać. 
- Mam pomysł. Ty połóż się na swoim łóżku, a ja obok niej. 
Morgi niechętnie przystał na pomysł 23-latka. Ten wyjął z kieszeni spodni redbulla i położył się tuż obok. Czułam jak wielokrotnie dotykał ustami mojego czoła, by sprawdzić czy wciąż jest takie gorące. Wyczerpana nadmiarem wrażeń, zasnęłam.
 ~*~
Kiedy zadzwonił budzik, na dworze było jeszcze szaro. 6.30. Równie dobrze moglibyśmy opuścić Obersdorf wczoraj wieczorem, ale poziom organizacji w kadrze był bliski zeru. Wzdrygnęłam się na wspomnienie minionej nocy, przy okazji szturchając Schlierenzauera, który leżał tuż obok. Mruknął coś pod nosem i odwrócił się w drugą stronę. Najwyraźniej nie miał ochoty jeszcze wstawać. Na dzisiejszy dzień zaplanowano kwalifikacje i noworoczny konkurs. Cała impreza miała rozpocząć się o 11, stąd tak wczesna pobudka. Korzystając z faktu, że skoczkowie jeszcze spali, wygramoliłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki. Im trzeźwiej myślałam, było mi coraz bardziej głupio z powodu mojej bezmyślności. Spojrzałam w lustro, wyglądałam fatalnie. Z popuchniętymi oczyma i niemal sinymi ustami, przypominałam potwora. Na dodatek, ledwo oddychałam przez zatkany katarem nos, a każde przełknięcie śliny powodowało ból gardła. No tak, konsekwencje głupoty. Doprowadziłam się do w miarę normalnego stanu i po kwadransie wróciłam do pokoju. Kołdra Thomasa leżała na podłodze, a mało brakowało, żeby on sam zleciał z łóżka. Polanie kubełkiem zimnej wody było trochę oklepane, a żaden inny pomysł nie przychodził mi do głowy, więc zebrałam w sobie wszystkie siły i...
 - Pobudka - wychrypiałam cicho, choć nie taki miałam zamiar - O szit, chyba tracę głos. 
 - Która godzina? - Śpiący Królewicz Morgenstern, przetarł zaspane oczy. 
- Pięć po siódmej - wydobyłam z siebie resztki dźwięku. 
- Chyba czeka cię wizyta u naszego kadrowego lekarza. Dzisiaj obejrzysz konkurs w telewizji, mała. Mała, mała, mała... Przepraszam, czy mogę go zabić? 
Chyba czytał mi w myślach i, by uchronić się przed utratą życia, zebrał swoje manatki i poszedł wziąć prysznic. Dopinałam walizki, gdy pomieszczenie wypełnił dźwięk dzwonka dochodzący z telefonu Morgiego. Był tak intensywny, że wybudził z głębokiego snu Gregora. Ba, wskrzesiłby nawet umarłego. 
- Wyłączcie to, błagam! - próbował się jak najdalej odsunąć, ale w efekcie uderzył głową o ścianę. Był o krok od szafki nocnej Thomasa, ale ten wyleciał nagle z łazienki. Z jego nagiego torsu, wciąż unosiła się para. Muskulatury mógł mu chyba pozazdrościć niejeden piłkarz. 
Dlaczego jesteś taki seksowny?
Chwycił iPhona i z powrotem wrócił do łazienki. Usłyszałam tylko "Hej kochanie", gdy zamykał drzwi, więc mogłam spokojnie domyślić się, kto dzwonił. Zostałam na chwilę sama, bo Schlieri wrócił do swojego tymczasowego lokum, by tam skorzystać z łazienki. Nie mogłam długo nacieszyć się spokojem. Po zaledwie dwudziestu minutach, był tu z powrotem. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Tuż za progiem, w kadrowej kurtce stał trener. 
- Nie wiem, co robiliście tu w nocy we trójkę, ale nie będę wnikał. Ruszcie się, bo autobus już czeka.
- Na pewno nie to, o czym myślisz - burknął półprzytomny Gregor. 
- Skąd wiesz, o czym myślę, Schlierenzauer? Po konkursie karne pięć kilometrów. 
 - O co te spiny? Jesteśmy już gotowi - wtrącił Thomas. 
- Morgenstern, potowarzyszysz mu. Skoro nie pozabijaliście się przez całą noc, mogę z czystym sumieniem przydzielić wam jedną karę. 
 Wolałam się nie odzywać, bo wieczorne bieganie jakoś mi się nie uśmiechało. Zabraliśmy walizki i posłusznie ruszyliśmy za Poitnerem. Mój kaszel i barwa głosu nie umknęły uwadze Alexa. Kolejny raz usłyszałam, że zostaję w hotelu. Thomas i Gregor wykorzystali dwugodzinną podróż na odpoczynek. Byłam zdana na towarzystwo Manuela, którego bardzo polubiłam. Potrafił znaleźć jakiś zabawny szczegół w najbardziej poważnej sytuacji. Nawet trener przymykał oko na jego wybryki. Nie byłam pewna, czy tak samo w stosunku do kolegi zachowa się Schlieri. Brunet włamał się na jego facebookowy profil i wrzucił kilka, kompromitujących zdjęć.
 ~*~
Tym razem przydzielanie pomieszczeń hotelowych nie przebiegło tak chaotycznie. Alex stwierdził, że dzielenie pokoju z Thomasem służy skoczkowi, więc ponownie ulokował nas razem. No właśnie... Komu służy, temu służy. Ledwie skończyliśmy się rozpakowywać, a do naszego pokoju wtargnął Schlierenzauer: 
- Nie chciałbyś się zamienić? - zapytał z cwanym uśmiechem. 
- Pfff, nie oddam ci mojego talizmanu! - krzyknął rozbawiony Morgenstern. 
- No weź... Hayboeck ślini się w nocy. Błagaaam - klęknął przed blondynem, co wyglądało dosyć komicznie. 
 - Weeejście smoka! - Manuel uderzył butem w niedomknięte drzwi i zauważył kolegów w dość dwuznacznej pozycji - Geje, przyjaźnie się z gejami! Będę miał koszmary, aaaa! 
Wybiegł na korytarz, z piskiem przebiegł z jednego końca na drugi i ponownie znalazł się wśród nas. - Trener powiedział, żeza10minutwychodzimy! - powiedział na jednym wydechu i pobiegł do windy. Chłopcy zebrali swoje manatki, a mi pozostało oglądanie konkursu w telewizji. Zażyłam leki, które przyniósł Gregor i nakryłam się wełnianą kołdrą. Nareszcie miałam chwilę dla siebie. Mogłam na spokojnie wszystko przemyśleć. Odkąd Morgi zaczął znów rozmawiać z Kristiną, praktycznie przestał się do mnie odzywać. Jedynym pozytywnym faktem było to, że zaczął naprawiać relacje ze Schlierim. Cholernie chciało mi się spać, ale nie mogłam opuścić pierwszej serii konkursu. Kiedy Richard pojawił się na belce, przypomniałam sobie jak jeszcze niedawno, czekałam na ten moment z utęsknieniem. Freitag skoczył dość dobrze. Po skoku Thomasa, nastąpiła zmiana lidera i utrzymywała się przez długi czas. Teraz, tylko Gregor, który miał ostatni numer startowy, mógł pokrzyżować mu plany. Warunki panujące na skoczni były fatalne. Kiedy Tepes zaświecił zielone światełko, z moich ust wypłynęło miliony przekleństw. Przy tak kołującym wietrze?! Zaraz po wyjściu z progu, dostał silny podmuch z lewej strony. Moje serce przestało chyba na moment bić. Schlieri opanował sytuację, ale poskutkowało to przyspieszonym lądowaniem. Zdenerwowany skoczek, w szybkim tempie odpiął narty i zniknął za bandami. W pewnym momencie, drgnęła klamka. Na Schlierenzauera było jeszcze za wcześnie, więc byłam kompletnie zdezorientowana. Drzwi się otworzyły, a w progu stanęła niska blondynka. 
- Co robisz w pokoju mojego narzeczonego, szmato?! - wrzeszczała tak głośno, że obudziłaby nawet Gregora. 
 - Nie przypominam sobie, żeby Ci się oświadczał. Po drugie, to także mój pokój - powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam. 
- Gdzie jest Thomas do jasnej cholery?! 
Ta głupia baba powoli zaczynała mnie denerwować. 
- Jest na skoczni, idiotko - nie chciałam używać brzydkich słów, ale powoli wyprowadzała mnie z równowagi - trwa konkurs. 
Zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Ledwie szczelnie okryłam się grubą kołdrą, a pukanie rozległo się ponownie. Tym razem był to Schlieri.
 - Mogę wejść? - zapytał nieśmiało, co kompletnie do niego nie pasowało. 
- No pewnie! Zdążyłeś na drugą serię, bo były jakieś opóźnienia. 
- A może obejrzymy coś innego? Wypożyczyłem filmy. 
Nie spodziewałam się po nim takiej postawy, ale przystałam na propozycję. Skoczek zahaczył najwyraźniej o sklep, bo kupił mnóstwo słodyczy. Nie miał problemów z wagą, więc mógł sobie na nie pozwolić. Gdy zajmował się przygotowaniem czekolady, starałam się rozgryźć odtwarzacz video, który znajdował się pod telewizorem. Rozłożyłam się na łóżku, a on wepchnął się tuż obok. Leki, które wzięłam na zbicie gorączki chyba powoli zaczynały działać, bo robiłam się co raz bardziej senna. Ułożyłam głowę na jego ramieniu i odpłynęłam do Krainy Morfeusza. 

~*~
Tak mi cholernie głupio, że nawet sobie nie wyobrażacie.
Przepraszam za tą okropnie długą przerwę ;/
W ogóle jest tu ktoś jeszcze?
Chyba czas trochę przyspieszyć akcję i w następnym parcie, wprowadzić wątek kryminalny. 
Do następnej notki! :*

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 8. 'Tylko do siebie możesz mieć pretensje. Twój wybór, twój ból, ponosisz konsekwencje'


~ Thomas
Rzucone w powietrze kluczyki przejechały po blacie stołu, wywołując hałas. Nie pomyślałem, że mogłem obudzić Lilly. W ogóle nie myślałem. Dopiero, gdy odeszła,gdy nie odpowiedziała, zrozumiałem jak bardzo ją zraniłem. Chciałem, by ten dzień jak najszybciej się skończył. Położyłem się na kanapie i przymknąłem powieki. Mijały kolejne minuty, nawet tykanie zegara powoli zaczynało mnie irytować. Wyszedłem na balkon, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Objąłem się ramionami, by przynajmniej trochę uchronić się przed zimnymi szturchnięciami północnego wiatru. Oparty o balustradę, po raz setny w ciągu godziny, próbowałem uzmysłowić sobie, na czym polega mój problem. Ona. Wszystkie tropy zmierzały właśnie w tym kierunku. Akurat, kiedy od nowa zacząłem układać sobie życie, wymyślać jakiś sensowny scenariusz, pojawiła się i wszystko wywróciła do góry nogami. Z początku niepozornie. Chwila zastanowienia, kim jest ta uśmiechnięta piękność i skąd wzięła się w domu Schlierenzauera. Później co raz częściej wkradała się w moje myśli. Wyjątkowo dojrzała jak na swój wiek, ale to wciąż nie zmieniało faktu, że była aż dziesięć lat młodsza. Może najlepszą opcją byłaby po prostu ignorancja? Nie, na to raczej bym się nie odważył. Zadałem jej już wystarczająco dużo bólu, choć znaliśmy się naprawdę krótko. Dałem nadzieję, żeby później brunatlnie ją odebrać. Kto się tak zachowuje?! Na pewno nie dorosły facet. Nie potrafiłem podjąć właściwej decyzji. Z drugiej strony, musiałem myśleć również o Kristinie. Jak miałem zrozumieć jej chęć "chwilowej" rozłąki? Kilkanaście dni, tygodni, czy nawet miesięcy? Byłem pewien, że w niczym nam to nie pomoże. Uczucie, którym ją darzyłem tliło się jeszcze maleńkim promieniem, ale niewiele brakowało, by zagasło zupełnie. Zagasło, a później znów błysnęło światłem, za sprawą Nicole? Co powinienem teraz zrobić? Zadzwonić, przeprosić? Przecież nie miałem nawet numeru. Odwróciłem się po usłyszeniu dźwięku otwieranych drzwi. Zupełnie zapomniałem o mamie, która przez cały dzień zajmowała się moją ukochaną córeczką. Była ostanią deską ratunku. Nigdy wcześniej nie obarczałem jej swoimi problemami, już na pewno nie miłosnymi. Uważałem, że to typowe dla 'maminsynków', którzy nie potrafią poradzić sobie z życiem prywatnym. Jednak czułem, że teraz muszę to zrobić... Zapytać o radę, bo inaczej sam bym ze sobą dłużej nie wytrzymam. 
- Thommi, co ty tu robisz? Jest przeraźliwie chłodno. 
Wróciliśmy do środka. Zaparzyłem herbatę i usiedliśmy przy kuchennym stole. Nie odrywała ode mnie zmartwionego wzroku, ale nic więcej nie mówiła. 
- Musisz mi pomóc... - przerwałem ciszę, a jej oczy przepełniły się jeszcze większą troską. 
- Słucham... 
- Wiesz, że od pewnego czasu nie układa mi się z Kristiną. Niedawno pojawił się ktoś nowy. Jest ładna, inteligentna, a co najważniejsze - kiedy z nią przebywam, czuję się po prostu szczęśliwy. Jest ode mnie dużo, dużo młodsza. Myślisz, że powinienem zaryzykować? Przecież Kris była dla mnie ważna przez tyle lat, a ten stan jest być może tylko przejściowy. 
- Mam ci do powiedzenia tylko jedno, ale zinterpretujesz to jak chcesz. Gdybyś naprawdę kochał Kristinę, nie zwróciłbyś tak wielkiej uwagi na żadną inną. 
Zasunęła krzesło i opuściła pomieszczenie. Choć doskonale wiedziałem, że nie przepadała za moją partnerką i jej zdanie nie będzie obiektywne, chyba miała rację. Ponownie rozłożyłem się na kanapie, tym razem z nieco letszą głową. Już jutro czekała nas droga do Obersdorfu. Zerknąłen na zegarek znajdujący się na odtwarzaczu dvd i przeniosłem się do Krainy Morfeusza.

~ Nicole
 - Pobudka! - Gregor stał w drzwiach z tacą pełną smakołyków. 
 - Zupełnie zapomniałam, że dziś wyjeżdżamy... - nakryłam twarz poduszką, by trochę poleniuchować. 
- Mamy jeszcze czas. Gdzie mogę to położyć? 
- To dla mnie? Dziękuję! 
Zeszłam z łóżka i stanęłam na opuszkach palców, by pocałować skoczka w policzek. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nie pamiętam, kiedy ostatnio otrzymałam śniadanie prosto do łóżka. Oznajmił, że idzie wziąć prysznic i opuścił pokój. Delikatnie trzasnął drzwiami, przy okazji budząc przy tym Claudię. Blondynka jeszcze jakiś czas narzekała, że jej nigdy czymś takim nie uraczył, ale po chwili znalazła się na moim łóżku i obie konsumowałyśmy przygotowane specjały. 
- Kurcze, myślałam, że Sylwestra spędzimy razem, a oni zabierają cię ze sobą... - żaliła się. 
- Za to później spędzimy ze sobą mnóstwo czasu. Cztery konkursy w Austrii - uśmiechnęłam się na samą myśl. 
- W sumie racja. A jak z Morgensternem? - wyszczerzyła śnieżno-białe zęby. 
 - Beznadziejna sytuacja. On chyba wciąż kocha Kristinę. 
- Nie znam tej lafiryndy, ale wygląda na fałszywą - Claudia najwyraźniej nie mogła zrozumieć wyboru skoczka. 
Doszłam do wniosku, że lepiej będzie, jeśli przemilczę kwestię wczorajszego wieczoru. Po około półgodzinnych przygotowaniach, byłam gotowa do wyjścia. Sam Gregor nie krył zdziwienia, że tak szybko jak na mnie z tym wszystkim się uwinęłam. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, większość skoczków stało już pod autobusem, na którym namalowane były twarze ich samych. Przywitałam się z każdym z osobna. Czekaliśmy tylko na Morgensterna, który jeszcze się nie pojawił. W sumie to nie byłoby takie złe, gdyby nagle z jakiegoś powodu zrezygnował z wyjazdu. Po wczorajszym zajściu czułam się cholernie głupio. Jednak blondyn nie kazał na siebie długo czekać. Wyjął z bagażnika walizki i dołączył do naszej grupki. Wewnątrz, pojazd przypominał raczej dom na kółkach. Mieściła się w nim oddzielna kabina dla kierowców, salon z telewizorem, łazienka, pokoje sypialne, a nawet maleńka kuchnia! Przywołana przez kadrowiczów, dosiadłam się do okrągłego stolika. Fettner wyciągnął karty, ale zainteresowanie okazał jedynie Kraft. Gregor zdążył już wyjąć laptopa, a Wolfgang i Kofler zagłębili się w lekturze magazynu meblowego. Z tego, co wywnioskowałam, któryś z nich wkrótce miał wprowadzić się do nowego domu. Kogoś mi brakowało... Thomas doszedł do nas po kilkunastu minutach, które spędził w kabinie kierowców. 
- Mogę cię na chwilę prosić? - jego szept sprawił, że moje ciało zaczęło drżeć. 
W co on gra do jasnej cholery?! 
Zmierzał przodem, w kierunku sypialni, w której mogliśmy spokojnie porozmawiać. Nie obyło się bez ironicznego komentarza Manuela, a Schlieri odprowadził nas wzrokiem aż do zasunięcia prowizorycznych drzwi. 
- O co chodzi? - zapytałam najbardziej beznamiętnym głosem, jaki tylko potrafiłam z siebie wydobyć.
Usiadłam na łóżku, a on z uśmiechem zmierzył mnie wzrokiem. 
Cholera, odezwij się wreszcie... 
- Wczoraj głupio wyszło... 
Nie no, co ty... 
- Nie wracajmy do tego - delikatnie uniosłam wargi ku górze. 
 - Przepraszam za moją reakcję. Myślę, że moglibyśmy zacząć od nowa. 
 Uff, kamień spadł mi z serca. 
- To byłaby chyba najlepsza opcja.
Rozłożyłam się na miękkim łóżku i wyciągnęłam ręce. Ziewnęłam na myśl o ponad dwugodzinnej podróży. Rzuciłam poduszką, wyrywając Morgiego z zamyślenia. Odrzucił ją i po chwili runął tuż obok mnie. Mimo, że budził we mnie skrajnie mieszane uczucia, nie pozostawał obojętny. Nie liczyło się, że ponownie mógł mnie zranić. Ważne, że miałam go przy sobie tu i teraz. Zaczęłam łaskotać blondyna, by przynajmniej trochę odegrać się za stok. No tak, był silniejszy... I to znów ja musiałam błagać o litość. Błagać między kolejnymi salwami niepohamowanego śmiechu. Całą zabawę przerwał Schlierenzauer, który nawet uprzednio nie pukając, wparował do pomieszczenia. Z kamienną twarzą oznajmił, że stoimy w korku, a Pointner jest bliski rozpaczy. Nigdy nie byłam zwolenniczką odkładania wszystkiego na ostatnią chwilę.
Na szczęście zdążyliśmy. Skoczkowie nie mieli czasu na odpoczynek po podróży, bo w przeciągu godziny miały rozpocząć się kwalifikacje, a tuż po nich pierwszy konkurs indywidualny. Gregor nie odezwał się odkąd przyjechaliśmy. Zaoferował jedynie pomoc w niesieniu walizek, ale zapewniłam, że poradzę sama. Z racji, że istniało ryzyko spóźnienia się na skocznię, losowo otrzymaliśmy klucze do pokoi, w których mieliśmy zostawić bagaże i z powrotem wrócić na dół. Część pobiegła schodami, pozostali włącznie ze mną udali się do windy. Kiedy byłam już na odpowiednim piętrze, jeszcze raz zerknęłam numer wygrawerowany na kluczyku. 245. Drzwi pokoju były otwarte. W środku znajdował się nie kto inny, jak Morgenstern. 
- Wygląda na to, że dzielimy razem pokój. Teraz to Gregor już w ogóle pozielenieje z zazdrości.
- Przesadzasz... - oboje zaczęliśmy się śmiać.
~*~ 
Wyniki konkursu ułożyły się wspaniale, ale spokój był chyba jedyną rzeczą, której teraz potrzebowałam. Ułożyłam sie wygodnie na łóżku i odpaliłam laptopa. W internecie, wchodząc na jakąkolwiek stronę sportową, spotykałam się z czasem wyolbrzymionymi tytułami, jak choćby "Thomas Morgenstern powraca i atakuje ze zdwojoną siłą" lub nieco dwuznacznymi,z których śmiałam się wraz z Fettim, jak na przykład "Thomas Morgenstern przeleciał dziś wszystkich." Byłam z niego taka dumna... Zdeklasował rywali. Przed drugim Stochem prowadził piętnastoma punktami. Schlieri musiał zadowolić się trzecim miejscem. Pomyślałam, że chyba jednak skorzystam z zaproszenia skoczków i zejdę do jadalni razem z nimi, by skromnie świętować Nowy Rok. Zegarek wskazywał siedemnastą, więc miałam jeszcze masę czasu. Odświerzyłam się pod prysznicem i starannie ułożyłam włosy. Przeprasowałam wymiętą sukienkę, którą zabrałam specjalnie na tą okazję. Może miała trochę za duży dekolt, ale po za tym leżała idealnie. Zrobiłam delikatny makijaż, na nogi założyłam wysokie szpilki i byłam gotowa do wyjścia. Morgiego wciąż nie było w pokoju. Nie zaznał spokoju nawet po konferencji prasowej. Ledwo zakończył jedno połączenie, a na ekranie widniał kolejny numer.  Opuściłam pokój i ruszyłam w kierunku windy. Kiedy czekałam, aż ta pojawi się na odpowiednim piętrze usłyszałam rozmowę, o której chciałam jak najszybciej zapomnieć. 
- To dobrze, że znowu się układa - powiedział zupełnie szczerze Kofler. 
- Rozmawialiśmy ponad godzinę, pierwszy raz od paru tygodni - Thomas był przeszczęśliwy i to nie z powodu wygranych zawodów. 
- Ale stary... Nie sądzisz, że to trochę podejrzane? Znów wszędzie o tobie piszą i akurat w tym momencie, Kristina się odzywa. 
 - Szukasz dziury w całym Andi - zaśmiał się przyjacielsko - lecę się przebrać i zaraz do was dołączę. 
Schowałam się za ścianą, by nie natknąć się na blondyna. Szczerze mówiąc, straciłam ochotę na zabawę sylwestrową. Odczekałam chwilę i wróciłam do pokoju po płaszcz. Współlokator akurat się kąpał, bo z łazienki dochodził dźwięk kapiącej wody. Wróciłam do windy, a następnie niezauważona opuściłam hotel. Śnieżyca. Po prostu wspaniale. Szłam zaśnieżonymi ulicami Oberstdorfu, które tak doskonale znałam. Choć przeraźliwe zimno coraz bardziej dawało się we znaki, nie chciałam tam wracać. Płakałam. Znów przez niego. Przetarłam oczy rękawiczkami i weszłam do najbliższego sklepu. Szybko przejrzałam półkę z różnorodnymi napojami alkoholowymi. 
- Jack Daniels - powiedziałam zdecydowanym tonem. 
- A dowodzik jest? - starszy mężczyzna lustrował mnie wzrokiem. 
- Owszem. 
Tak, jak myślałam, nabrał się na tymczasowy dowód i z łatwością sprzedał mi butelkę whisky. Ponownie wyszłam na zewnątrz. Zdana na łaskę losu, zajęłam ławkę ukrytą między kamienicami. Upiłam spory łyk napoju.

~*~
Witaaam! <3
Nie będę dużo rozpisywać się na temat treści, z której nie do końca jestem zadowolona. Mogę tylko powiedzieć, że w następnym rozdziale powróci Richard! :)

Czytasz? = Zostaw Komentarz
To naprawdę motywujące.

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 7. 'Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść'

"Well you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low."

Gregor wpakowywał nieszczęsny sprzęt do bagażnika,a ja miałam trochę czasu na poprawienie makijażu. Był tak zadowolony, że nawet podśpiewywał sobie pod nosem, a mnie wręcz mdliło na samą myśl o stromym stoku. Nieodłączny lęk towarzyszył mi od piątego roku życia, kiedy to mój wspaniałomyśly ojciec stwierdził, że musi podzielić się ze mną swoją pasją. Zaciągnął małe, bezbronne dziecko na górkę i odwrócił się do jakiegoś znajomego mężczyzny, by podać mu dłoń w geście przywitania. Właśnie wtedy zniknęłam z jego pola widzenia i powoli zaczęłam zjeżdżać. Nabierałam prędkości, a w wyhamowaniu pomogła mi siatka, która nieźle pokaleczyła moją twarz. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy miałam na nogach narty. 
Dom Schlierenzauerów mieścił się niedaleko wcześniej wspomnianego stoku, więc dojazd zajął nam zaledwie piętnaście minut. Z małą pomocą skoczka, dobrałam odpowiedni sprzęt. Po chwili dołączyliśmy do grona pozostałych członków kadry. 
- Masz najbliżej, a jak zwykle ostatni - Pointner pokręcił z dezaprobatą głową. 
- Nie będę mówił, kto ślęczał pół godziny przed lustrem - zaśmiał się. 
- To wcale nie było pół godziny, góra kilka minut - burknęłam. 
- Przecież nie musicie się tłumaczyć - Alex pobłażliwie się uśmiechnął - Thomas, ty zabierzesz Nicole na mniejszy stok. 
Blondyn zapiął kask i wziął do ręki dwie pary nart - moje i swoje. Ruszyliśmy w przeciwnym kierunku niż inni. Kiedy tamci usadawiali się na wygodnych krzesełkach, nam pozostał jedynie wyciąg orczykowy. Uroki amatorów. Wielokrotnie zapewniałam Morgiego, że nie mam ochoty na jazdę i wolałabym poobserwować jak robią to inni, ale był nieugięty. Kiedy w końcu znaleźliśmy się na górze, poczułam nieprzyjemny skurcz w żołądku. Zgodnie z obietnicami kadrowiczów, miałam nadzieję, że zbocze nie jest zbyt strome. Przeliczyłam się i w duchu obiecałam, że nigdy więcej nie zaufam tej bandzie półgłówków. 
 - Przyznaj, że krajobraz jest cudowny. 
- Ja tu umieram ze strachu, a ty mówisz o widokach. 
Zaśmiał się. Korzystając z wolnej chwili, porozglądałam się w około i musiałam przyznać mu rację. Chmury nisko wiszące na popołudniowym niebie szeptały zapowiedź pierwszych od kilku dni opadów śniegu. Grudniowy wiatr rozkołysał znajdujące się gdzieś w oddali drzewka iglaste. Właściwie to, dopiero teraz odkryłam za co tak bardzo uwielbiam zimowe miesiące i wyjazdy. Za malowniczy krajobraz Alp, a także drobne detale jak choćby czyste, wilgotne powietrze, czy każdy oddech tworzący niemal krystaliczną mgiełkę. Błoga chwila przepełniona przysięgą natury, że wkrótce pokryje ziemię nieruchowym pięknem, została przerwana wraz z pytaniem mojego kompana. 
- Gotowa? 
Zrezygnowana przytaknęłam głową. Morgenstern ustawił się naprzeciw mnie i zasypał masą wskazówek. Kiedy w końcu ułożyłam nogi w tak zwany pług i pochyliłam się lekko do przodu, ujął moje dłonie w swoje i powoli zaczął zjeżdżać tyłem. Czułam jak trzesą mi się kolana. 
- Uważaj, bo narty zaraz zetkną się czubkami. Pamiętaj, że jestem przy tobie. 
- Nie zauważyłam - mruknęłam ironicznie. 
- Zatrzymamy się w połowie, żebyś chwilę odpoczęła.
Nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa, a plecy bolały coraz bardziej. W pewnym momencie za bardzo się rozluźniłam, narty ułożyły się równolegle i nie mogłam nad nimi zapanować. Z ogromną siłą uderzyłam w mojego prywatnego instruktora i oboje wylecieliśmy w powietrze. Poczułam się prawie jak skoczek narciarski. Wróć, skoczek narciarski, który popełnił błąd przy wyjściu z progu i spada w dół na pastwę losu. Runęliśmy na twardy śnieg. On runął, ja na nim. Cud, że jego żebra cało z tego wyszły. 
- Żyjesz? - przez dłuższy czas nie otwierał oczów, więc trochę spanikowałam.
- Przeżyłem w Kuusamo w 2003 r., więc chyba już nic gorszego nie powinno mnie spotkać. 
Jednym, zręcznym ruchem sprawił, że teraz to ja leżałam na plecach przygnieciona 66-kilogramowym ciężarem. Przynajmniej taką liczbę miał zapisaną w papierach. Gdy zaczął wcierać w śnieg w moje dostatecznie już zaróżowione policzki, poczułam się jak za czasów podstawówki, gdzie takie zabawy były na porządku dziennym. 
- Zobaczysz, jak tylko ściągnę te cholerstwa, zginiesz! - odgrażałam się.
- Co taka mała istota może mi zrobić? - wątpił w moje możliwości, ale ja miałam już plan godny zemsty. 
Małe dzieci przejeżdżające obok, nie wspominając, że robiły to o wiele lepiej ode mnie, patrzyły na nas z politowaniem. Już wyobrażałam sobie, jak skarżą się rodziców, na postradane zmysłów osoby blokujące przejazd. 
- Nie za wygodnie?! - krzesełko Schlierenzauera znalazło się centralnie nad nami.
- Bardzo! 
- Śnieg jest idealny. Chcesz się zamienić i trochę poszaleć? - zapytał niby wspaniałomyślnie Schlieri. 
- Dzięki za troskę, nie trzeba - Morgi kompletnie go "zgasił" i więcej nie usłyszeliśmy głosu Gregora. 
 ~*~
Trzy godziny później...
Staliśmy pod domkiem do wypożyczania sprzętu, a w dłoniach trzymaliśmy jednorazowe kubki, w których znajdowała się gorąca herbata.Ciepły płyn powoli wypełniał mój organizm, ogrzewając go od wewnątrz. Księżyc w pełni doskonale wkomponowywał się w zimowy krajobraz Alp. Oczekiwaliśmy na resztę kadry w ciszy, od czasu do czasu przerywanej przez samochody opuszczające obiekt. W pewnym momencie zauważyłam, że blondyn od dłuższego czasu nie odrywa wzroku od mojej osoby. Gdy również zaczęłam badawczo przyglądać się skoczkowi, musnął opuszkami palców po moim czerwonym z zimna policzku. Spojrzałam w jego błękitne oczy, które mimo nocnej poświaty, były doskonale widoczne i jak zawsze emanowały ciepłem. Ujął moją drobną twarz w dłonie, a nasze usta były sobie co raz bliższe. Gdy w końcu się złączyły, marzyłam tylko, by pozostały już w takim stanie na zawsze. Zupełnie nic się nie liczyło. Nawet duża różnica wieku i to, że znałam go zaledwie kilka dni. Wszystko trwało kilka sekund, jednak chwila była przepełniona magią, która ograniczyła poczucie czasu i przestrzeni. Pierwszy czas pd dawna, poczułam, że cholernie mi na kimś zależy. Czy to właśnie jest szczęście? Chyba nareszcie odkryłam jego definicję.
Intensywny błysk brutalnie sprowadził nas do rzeczywistości. Przetarłam oczy i w oddali zauważyłam uciekającego mężczyznę. Shit... Pierwszy raz widziałam wyprowadzonego z równowagi Thomasa. Klął pod nosem, nerwowo przystępując z nogi na nogę.
- Przepraszam... - wyszeptał i zwrócił wzrok w kierunku rozgwieżdżonego nieba.
Nie był świadom, że ta ulotna chwila była jedną z najcudowniejszych w moim życiu. Uważał, że zrobił coś złego, niedopuszczalnego. Dlaczego? Nie wiedziałam. W końcu zebrałam się na odwagę.
- Thomas, ale przecież...
- Ale co?! - ton skoczka doskonale potwierdzał, że w obecnej sytuacji w ogóle nie powinnam się odzywać - Nic nie rozumiesz. Przecież to już jutro będzie na wszystkich portalach plotkarskich. Nie dość, że nie potrafię znaleźć formy, będą jeszcze oskarżać mnie o romans z jakąś małolatą.
Wlepiłam wzrok w ziemię. Nie miałam odwagi ponownie na niego spojrzeć. Jeszcze parę minut temu był mi tak bliski,a w jednym momencie czar prysł. Stał się nieznajomym, zimnym facetem, który twierdził, że jestem tylko głupim dzieckiem. Łzy, które uważałam za oznakę słabości, z ogromną siłą cisnęły się do moich oczu. Zaciskanie powiek nie przynosiło skutku, uwolnione powoli spływały po policzku. Nie zdziwiłabym się, gdyby zamarzły. Nie z powodu ponad piętnastostopniowego mrozu, ale chłodu, który wypełnił moje serce.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Słyszałam jego stłumiony głos. Zapytał, gdzie mam zamiar iść. Nie odpowiedziałam. Idąc, uderzałam stopą w każdą grudkę śniegu, dając upust emocjom. Snułam się pomiędzy domkami dla przybyłych na weekend narciarzy, nie myśląc nawet, że mogłam na kogoś trafić. Tajemniczy osobnik szedł dosyć szybko, bo po zetknięciu się ciałami, prawie upadłam na ziemię.
- Niki, co ty tu robisz? Miałaś być z Thomasem - Gregor wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo.
- Długo czekaliśmy i pomyślałam, że coś się stało - skłamałam bez skrupułów.
- Dlaczego płaczesz? - mój drżący głos, wzbudził podejrzenia Schlierenzauera - Jeśli powodem jest ten dupek, to nie ręczę za siebie.
- Nie - zaprzeczyłam kategorycznie - Nie chcę o tym gadać, chodźmy już.
Objął mnie przyjacielskim ramieniem, którego teraz potrzebowałam. Wróciliśmy na parking, ale nie zastaliśmy tam Morgensterna, ani jego samochodu.

~*~
Nawet nie wiecie jak cholernie mi głupio :/
Chyba zatęskniłam za sezonem i wreszcie z przyjemnością udało się coś napisać ;)
Przez ten czas, kiedy nic nie publikowałam, zaplanowałam sobie kilka kolejnych rozdziałów, więc mogę zapewnić, że do kolejnej dłuższej przerwy nie dojdzie.
Tylko, nie wiem czy jest jeszcze dla kogo pisać :C
Czytasz? = Komentuj. 
Następny w środę, głównie pisany z perspektywy Thomasa. 
P.S. W zakładce 'Informowani', możecie zostawić linki do swoich blogów, asków, czegokolwiek, dzięki którym będę mogła poinformować was o nowościach ;)

poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 6. 'Zwy­cięzca­mi w miłości są po­kona­ni przez miłość.'

Jedna z piosenek Shakiry wybudziła mnie z głębokiego snu. Przeczytałam na wyświetlaczu imię przyjaciółki, po czym nacisnęłam na czerwoną słuchawkę i schowałam komórkę pod poduszkę. Szybko zorientowałam się, że nie jestem w domu Schlierenzauerów. W przekonaniu utwierdzał mnie fakt, że na drugim krańcu łóżka smacznie chrapał Thomas. Podjęłam próbę ponownego zaśnięcia. Kiedy delikatnie przymknęłam powieki, leżący na szafce nocnej iPhone Morgiego zaczął wibrować. Kompletnie niewyspana, wlepiłam wzrok w sufit, w oczekiwaniu aż blondyn odbierze ten cholerny telefon. Błądził dłonią po blacie, a gdy w końcu na niego trafił, odebrał, przerywając męczarnie mojej obolałej głowie. Z przymrużonymi oczyma słuchał swojego rozmówcy. Kiedy jego wzrok przeniósł się na zegarek, bezgłośnie poruszył ustami, z których wyczytałam przekleństwo. Szybko zakończył połączenie i wyskoczył z łóżka jak oparzony.
- Pobudka! Schlierenzauer będzie tu za 10 minut i przywiezie ci ubrania.
Cholera! Tym razem to ja, odrzuciłam na bok przykrycie i zbiegłam do kuchni za Morgensternem. Salon wyglądał jak wczoraj, przypominał pobojowisko. Brakowało jedynie imprezowiczów, którzy zniknęli w zagadkowy dla mnie sposób. Kłóciliśmy się o śniadanie, na które nie miałam najmniejszej ochoty, a już zwłaszcza czasu. Stwierdził, że nie wypuści mnie z jadalni bez posiłku, ale w końcu uległ. Wszystko było tak zakręcone, że nawet nie odczuwałam dyskomfortu związanego z obecnością Austriaka. Kolejne minuty mijały nieubłagalnie, a Gregora wciąż nie było. Zajęłam łazienkę na parterze, natomiast Morgi pobiegł na górę, przeskakując co trzeci schodek. Chyba nigdy nie brałam prysznica w tak szalenie szybkim tempie. Mimo szumu spowodowanego przez spływającą wodę, usłyszałam znajomy dźwięk. Ktoś gorączkowo dobijał się do drzwi i z dużą częstotliwością naciskał na dzwonek. Spłukałam pianę, która pokrywała mnie prawie od stóp do głów i przykryłam ciało bawełnianym ręcznikiem. Natarczywy gość wciąż nie dawał spokoju, więc bosymi stopami przydreptałam do przedpokoju. Stanęłam za Thomasem, który zjawił się tu szybciej. Przekręcił kluczyk i dopinając rozporek, otworzył drzwi. Po drugiej stronie progu, stała wysoka blondynka, na oko koło pięćdziesiątki. Ze zdziwieniem, zerkała to na mnie, to na Morgensterna. Dopiero po przeanalizowaniu zaistniałej sytuacji, doszłam do wniosku, że do takich na porządku dziennym wcale nie należała. 
- Kim jest ta dziewczyna? - trochę dziwnie się poczułam. Kobieta lustrowała mnie wzrokiem.
- Eee, to jest Nicole. Będzie miała praktyki w naszej kadrze.
- No dobrze, ale co robi prawie naga w twoim domu?
- Mamo, spokojnie. Wszystko wytłumaczę później. Lily jeszcze śpi, zajmiesz się nią prawda?
- Oczywiście, ale wolałabym...
- Dzięki - pocałował rodzicielkę w policzek i zniknął za ścianą salonu.
 Pani Morgenstern ledwie zamknęła za sobą drzwi, a w mieszkaniu ponownie rozległ się dźwięk dzwonka. Wybrali sobie niezłą porę na wizytę, nie ma co. Z niechęcią przyglądałam się spoconym ubraniom z wczorajszego dnia, które musiałam na siebie założyć. Na szczęście w porę pojawił się mój wybawca.
- A w naszym domu, w takim wydaniu cię jeszcze nie widziałem... - Schlieri wybuchł jakże idiotycznym i nie na miejscu śmiechem.
- Spałam u was dopiero jedną noc, to po pierwsze. Po drugie, miałeść przywieźć mi ubrania.
- I przywiozłem - z torby treningowej wyciągnął schludnie poskładaną odzież
- To leć się przebrać, zaczekam.
- Nieee, jedź już. Zabiorę się z Thomasem.
- W porządku. 
Schlierenzauer był nieco zniesmaczony moją decyzją. Zawiedziony wrócił do samochodu. 
 ~*~
Nie dość, że byliśmy grubo spóźnieni, utknęliśmy w korku spowodowanym przez jakieś głupie roboty drogowe. Prognozy dotyczące szybkiego przyjazdu na skocznię nie były zbyt optymistyczne, ale spędzaliśmy czas w bardzo miłej atmosferze. Konsumowaliśmy frytki kupione w przydrożnym McDrive'ie i śpiewaliśmy piosenki, które aktualnie nadawały stacje radiowe. Stwierdziłam, że lepiej dla niego jeśli zostanie przy swoim fachu i nie będzie zbliżał się do mikrofonu. Sama okropnie fałszowałam, więc śmiechu było co niemiara. Kiedy na równoległym pasie zatrzymał się rajdowy samochód, Thomas spoważniał.
 - Już za jakiś czas wystartuję takim w rajdzie - uśmiechnął się.
 - A co w takim razie ze skokami?
- Szczerze mówiąc, sam obawiałem się tego momentu, choć wiedziałem, że nieuchronnie nadejdzie. Ale czas z tym skończyć.
- Co ty bredzisz?! Popatrz na tego Japończyka... Gostek jest piętnaście lat starszy, a końca jego kariery nie widać.
- Nie w tym rzecz. Nie ma sukcesów, nie ma motywacji. Moje pięć minut już minęło, od upadku nie mogę się pozbierać. Nie chcę totalnie się pogrążyć.
- Aha - pokręciłam z ironią głową - Czyli teraz zamierzasz się poddać, oddać bez walki tytuł lidera kadry Gregorowi i odejść?
Wiedziałam, że nawiązanie do młodszego kolegi z drużyny, 'pojedzie' po ambicjach Morgensterna. Zaczął co raz bardziej się przede mną otwierać, wprost mówić o swoich lękach. Chyba szczera rozmowa była czymś, czego najbardziej potrzebował. Przyznał się, że już w lecie planował odstawić narty w kąt. Głównym czynnikiem, króry za tym przemawiał był upadek, ale nie tylko on. Zdrada ukochanej i ostateczne rozstanie wcale nie pomagało w odbudowywaniu psychiki.
- Po prostu odeszła?! W tak trudnym momencie? - wiedziałam, że nie miałam prawa jej oceniać, ale to co zrobiła nie mieściło mi się w głowie.
 - Wcale jej się nie dziwię. Sam nie mogłem ze sobą wytrzymać. 
- Ale wciąż ją kochasz? - to pytanie raczej nie było stosowne do rozmowy, jaką kazał przeprowadzić mi Alex. Po prostu musiałam wiedzieć. 
- Tak. Mam nadzieję, że wszystko przemyśli i wróci. 
- Po tym wszystkim? - nie ukrywałam zdziwienia. 
- Zresztą nieważne... Postaram się wyłączyć w locie mózg, tak jak radziłaś. 
Uniknął odpowiedzi i skierował rozmowę na inne tory, więc wciąż wałkowaliśmy temat skoków. 
~*~
Kiedy dotarliśmy na miejsce, trener nawet nie kazał się usprawiedliwiać. Dostałam coś w rodzaju kart skoczków, których używał wcześniejszy psycholog. Dzięki nim, mogłam lepiej zapoznać się z sylwetkami moich podopiecznych. Za każdym razem, gdy Morgi zasiadał na belce, nieświadomie ściskałam kciuki. Dopiero po wylądowaniu, mogłam ponownie skupić się na dokumentach. Thomas poprawiał się ze skoku na skok, lądowanie wyglądało co raz pewniej. Brakowało błysku, choć miałam nadzieję, że to tylko kwestia czasu. Każdy członek sztabu był zadowolony z dobrej dyspozycji zawodników tuż przed Turniejem Czterech Skoczni. Dzień zapowiadał się świetnie. Do czasu, gdy Pointner oznajmił, że całe po południe spędzimy na stoku narciarskim, by przynajmniej na chwilę zapomnieć o nadchodzącej imprezie:
- To ja może zostanę w domu - nieśmiale zasugerowałam. 
- Nie toleruję sprzeciwu, jedziemy wszyscy  - Alex był nieugięty.
- Ale nie potrafię nawet jeździć, po prostu się boję! - brakowało mi argumentów, ale nie chciałam dzielić się z nim bolesną traumą z dzieciństwa związaną z tym cholerstwem.
- Chętnie pobawię się w instruktora - Morgenstern zjawił się jak zwykle w najbardziej nieodpowiednim momencie. 
- I problem rozwiązany! - zadowolony szkoleniowiec zostawił nas samych.
________________________________________
Przepraszam za tak długą przerwę :/
 Chyba każda z was słyszała, że Morgi już zakończył ten sezon. :<
Mam nadzieję, że zdecyduje się na kontynuację kariery, bo bez niego
skoki nie będą takie same. ;C
Czytasz ? = Komentuj :)
Następny prawdopodobnie w weekend.

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 5. 'Pier­wsze wes­tchnienie miłości to os­tatnie wes­tchnienie rozumu. '

Nie sądziłam, że Claudia aż tak bardzo ucieszy się na wieść o imprezie. Biegała z góry na dół w poszukiwaniu odpowiedniej kreacji. W końcu czterdzieści pięć minut na przygotowanie to dla kobiety naprawdę niewiele. Na szczęście, coś mnie tknęło i podczas pakowania włożyłam do walizki nową, niebieską sukienkę, w której pozowałam teraz przed lustrem. Leżała niemal idealnie, więc nie miałam zamiaru tracić czasu na jakieś drobne, nieistotne poprawki. W przeciwieństwie do Clau, na której twarzy mieściła się tona tapety, użyłam jedynie tuszu do rzęs i przeciągnęłam usta błyszczykiem. Zadowolona z efektu, zeszłam do salonu. Gregor stał oparty o ścianę, co jakiś czas podrzucając kluczykami do auta.
- Ślicznie wyglądasz - jego kąciki ust uniosły się ku górze.
- Dziękuję - zarumieniłam się  i odwzajemniłam uśmiech - Chyba nie posiedzimy długo, bo jutro trening, prawda?
- Przyjadę po was, o której będziecie chciały. 
- Ale jak to?!
W tej chwili straciłam ochotę na jakiekolwiek wyjście. Rodzeństwo Schlierenzauerów było jedynymi osobami, które w miarę zdążyłam poznać. Nie wyobrażałam sobie imprezy w gronie nieznajomych facetów i nieobliczalnej przyjaciółki, która w każdej chwili mogła wpaść na jakiś szalony pomysł. Przez chwilę się spieraliśmy, ale w końcu przekonałam go argumentem, że Thomas zaprosił całą kadrę i nieładnie byłoby tak po prostu to zignorować. Skrzywił się na dźwięk imienia wspomnianego skoczka, ale przyznał mi rację. Chyba nie chciał, żebym dowiedziała się o ich konflikcie, choć na to było już stanowczo za późno. Wkrótce dołączyła do nas Claudia.
- A mi już nie powiesz, że ładnie wyglądam? - rzuciła z pretensją w głosie.
- Powiedziałbym... Gdybyśmy wybierali się do cyrku. Zdecydowanie przesadziłaś z czerwoną szminką - stwierdził tonem eksperta. 
- Nienawidzę cię - naburmuszona ubrała płaszcz i trzasnęła wyjściowymi drzwiami.
Chyba nie przewidziała, że samochód był zamknięty. Kochany braciszek nie zamierzał jej uświadamiać i z chęcią jeszcze jakiś czas delektowałby się widokiem trzęsącej się z zimna blondynki, której duma nie pozwalała na powrót do domu. Jednak przypomniał sobie, że pod nieobecność rodziców jest za nią odpowiedzialny. Marny byłby los skoczka, gdyby przez jego lekkomyślność, dziewczyna wylądowała z gorączką w łóżku. 
~*~
Kiedy zaparkowaliśmy pod posiadłością Morgensterna, Schlieri ponownie próbował się wykręcić.  W tej chwili każdy powód był dobry - byleby tylko z powrotem wrócić do domu. Zupełnie przypadkiem, nagle zaczęła boleć go głowa i słabiej się poczuł. Aktorstwo nie było mocną stroną blondyna i jeśli miał nadzieję, że nas nabierze, niestety się przeliczył. 
Prawie siłą wyciągnęłyśmy Gregora z samochodu i znalazłyśmy się przed drzwiami domu Morgiego. Nacisnęłam na dzwonek, a po usłyszeniu znajomego głosu mimowolnie się uśmiechnęłam. Gospodarz wpuścił nas do środka i poprowadził do salonu, gdzie przy stole siedziała już większość skoczków. Wręczyłam solenizantowi prezent opakowany w ozdobny papier i złożyłam życzenia. Wszyscy obecni wybuchli śmiechem, ponieważ, żeby pocałować go w policzek, musiałam stanąć na palcach. Na pozór nic szczególnego, a jednak bliskość tego mężczyzny była czymś szczególnym, przyprawiała o szybsze bicie serca. 
- Dziękuję, że przyszłaś - szepnął na ucho, czym wywołał u mnie dreszcz. 
Jak zwykle, w odpowiednim momencie musiałam spłonąć tym pieprzonym rumieńcem. Zuważył to chłopak z tunelami, którego zabrakło na dzisiejszym treningu. Przynajmniej tak mi się wydawało, a raczej nie mógł mi umknąć. 
- Ouu, Morgenstern. Najpierw ta twoja Kristina, później nasza była fizjoterapeutka, a teraz pani psycholog. No ładnie... 
Wystarczyło jedno piorunujące spojrzenie, by szatyn zamilkł i ponownie zajął się konsumpcją winogron. Było bardzo wesoło, chyba nawet Gregorowi udało się zaaklimatyzować i żartował na równi z innymi. Inna sprawa, że najprawdopodobniej efektem tego był drink zmieszany przez Fettnera. Później ktoś wpadł na pomysł, żeby odpalić odtwarzacz i bujaliśmy się w rytmie dynamicznej muzyki. Podeszłam do stołu i sięgnęłam po butelkę Pepsi, by zaspokoić pragnienie. Nie sądziłam, że obiekt westchnień mojej przyjaciółki, może okazać się takim idiotą. Hayboeck, bo o kim innym mogłaby być mowa, sięgnął po dzbanek pełen wody i wpadł na iście genialny przynajmniej według niego plan. Chciał obudził kolegę przysypiającego na krześle, ale chyba nie wziął pod uwagę faktu, że stałam tuż za nim. Bez namysłu, chlusnął cieczą prosto na sukienkę, którą miałam na sobie pierwszy raz. Spanikowany sięgnął po papierowe ręczniki i przymierzał się do plamy, która znajdowała się mniej więcej w okolicach biustu: 
- Rączki przy sobie! - wrzasnęłam, a speszony Michael odsunął się na bezpieczną odległość, jakby w obawie, że mogę użyć siły. 
- Przepraszam, naprawdę przepraszam... - jąkał się, a ja wolałam unikać wzroku Clau, która z pewnością kipiała już z zazdrości. 
Widząc rozbawienie na twarzach skoczków, sama dostrzegłam komizm sytuacji. Roześmiałam się, a 22-latek odetchnął z ulgą i szybko zniknął z mojego pola widzenia. 
- Może coś dla ciebie znajdę - uśmiechnął się Morgi.
- Daj spokój, zaraz wyschnie. 
- Przecież to żaden problem. 
Kiedy szliśmy tak obok siebie nie obyło się bez przeciągłych 'uuu' wydawanych przez mniej trzeźwą część towarzystwa i komentarzy typu 'Tylko grzecznie mi tam.' Thomas był chyba jedyną osobą w gronie, która wypiła jedynie symboliczną lampkę szapmana. Teraz, od dłuższego czasu buszował w szufladzie, by znaleźć coś mogącego zastąpić przemoczoną sukienkę. 
- Ehh, jeśli chodzi o damską część garderoby, chyba niczego tu nie znajdę. Ale mam to - podał mi czarną, koszulkę z napisem 'Thomas Morgenstern'. Z tyłu znajdowało się jego własne logo. 
- Dzięki, teraz tylko pokaż mi łazienkę. 
Wskazał odpowiednie drzwi, po czym zniknął w drugim pokoju, z którego dobiegał płacz dziecka. Byłam pewna, że to Kristina zajmuje się Lily, ale nie zamierzałam mieszać się w ich wspólne sprawy. Łazienka była świetnie urządzona, podobnie jak reszta mieszkania, więc musiałam przyznać, że miał gust. Czarny T-shirt był trochę przydługawy, ale przynajmniej do połowy przysłonił uda, na których miałam jedynie cienkie rajstopy. Przyglądnęłam się w lustrze i sarkastycznie stwierdziłam, że strój idealnie nadaje się na imprezę. 
~*~
Morgi nie wracał przez dłuższy czas, ale w pół przytomni goście nie zwracali na to najmniejszej uwagi. No może oprócz Gregora, ale w żadnym stopniu nie przeszkadzała mu absencja solenizanta. Claudia zniknęła gdzieś z Hayboeckiem, więc pozostał mi jedynie taniec z jej starszym bratem. Na pewno skoczkiem był zdecydowanie lepszym niż tancerzem. Może większy procent alkoholu we krwi wpłynąłby na sztywniactwo chłopaka, ale stwierdził, że zamierza o własnym siłach wrócić do domu. Ba, twierdził nawet, że po tym jednym drinku może spokojnie zabrać się samochodem.  Kofler chwiejnym krokiem ruszył w kierunku schodów. Chciał sprawdzić, czemu jego przyjaciel tak długo nie schodzi. Wyręczyłam go, bo w takim stanie wycieczka w górę i z powrotem mogła skończyć się upadkiem. Delikatnie zapukałam w drzwi, za którymi wcześniej zniknął Thomas. Trzymał na rękach córeczkę, lekko kołysząc. 
- Zejdź do nich, zanim spalą ci chatę. Zostanę z małą. 
- Ee, no nie wiem... 
- Daj spokój. Myślisz, że nigdy nie zajmowałam się dziećmi sąsiadów? 
- Nie chodzi o to. Przyszłaś tu dobrze się bawić, a nie siedzieć z Lily. 
- Przyszłam dla ciebie - powiedziałam wiele nie myśląc. Musiałam jak najszybciej odwrócić jego uwagę od wcześniej wypowiedzianych słów - Leć już do nich. 
Jeszcze chwilę się wahał, ale w końcu dał się przekonać. Uwielbiałam małe dzieci i jak twierdziło wielu moich znajomych, z wzajemnością. Gdy mała zasnęła, położyłam ją na łóżku i usadowiłam się obok niej. Wystarczyła tylko chwila i przeniosłam się do Krainy Morfeusza. 

__________________________________________
Kompletnie nie podoba mi się ten rozdział, ale na nic lepszego nie było mnie stać :/
Hdhkdhhgjdsjg, nareszcie Igrzyska *.*
Dziękuję za ilość komentarzy pod poprzednią notką, jesteście wspaniałe! <3
Mogę tylko zdradzić, że mam pomysł na kolejne opowiadanie - słońce, plaża i Austriaccy skoczkowie. W przeciągu miesiąca powinien powstać nowy blog.
I oczywiście nie znaczy to, że zaniedbam tą historię.
Pozdrawiam! :*
Czytasz? = Komentuj