środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 8. 'Tylko do siebie możesz mieć pretensje. Twój wybór, twój ból, ponosisz konsekwencje'


~ Thomas
Rzucone w powietrze kluczyki przejechały po blacie stołu, wywołując hałas. Nie pomyślałem, że mogłem obudzić Lilly. W ogóle nie myślałem. Dopiero, gdy odeszła,gdy nie odpowiedziała, zrozumiałem jak bardzo ją zraniłem. Chciałem, by ten dzień jak najszybciej się skończył. Położyłem się na kanapie i przymknąłem powieki. Mijały kolejne minuty, nawet tykanie zegara powoli zaczynało mnie irytować. Wyszedłem na balkon, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Objąłem się ramionami, by przynajmniej trochę uchronić się przed zimnymi szturchnięciami północnego wiatru. Oparty o balustradę, po raz setny w ciągu godziny, próbowałem uzmysłowić sobie, na czym polega mój problem. Ona. Wszystkie tropy zmierzały właśnie w tym kierunku. Akurat, kiedy od nowa zacząłem układać sobie życie, wymyślać jakiś sensowny scenariusz, pojawiła się i wszystko wywróciła do góry nogami. Z początku niepozornie. Chwila zastanowienia, kim jest ta uśmiechnięta piękność i skąd wzięła się w domu Schlierenzauera. Później co raz częściej wkradała się w moje myśli. Wyjątkowo dojrzała jak na swój wiek, ale to wciąż nie zmieniało faktu, że była aż dziesięć lat młodsza. Może najlepszą opcją byłaby po prostu ignorancja? Nie, na to raczej bym się nie odważył. Zadałem jej już wystarczająco dużo bólu, choć znaliśmy się naprawdę krótko. Dałem nadzieję, żeby później brunatlnie ją odebrać. Kto się tak zachowuje?! Na pewno nie dorosły facet. Nie potrafiłem podjąć właściwej decyzji. Z drugiej strony, musiałem myśleć również o Kristinie. Jak miałem zrozumieć jej chęć "chwilowej" rozłąki? Kilkanaście dni, tygodni, czy nawet miesięcy? Byłem pewien, że w niczym nam to nie pomoże. Uczucie, którym ją darzyłem tliło się jeszcze maleńkim promieniem, ale niewiele brakowało, by zagasło zupełnie. Zagasło, a później znów błysnęło światłem, za sprawą Nicole? Co powinienem teraz zrobić? Zadzwonić, przeprosić? Przecież nie miałem nawet numeru. Odwróciłem się po usłyszeniu dźwięku otwieranych drzwi. Zupełnie zapomniałem o mamie, która przez cały dzień zajmowała się moją ukochaną córeczką. Była ostanią deską ratunku. Nigdy wcześniej nie obarczałem jej swoimi problemami, już na pewno nie miłosnymi. Uważałem, że to typowe dla 'maminsynków', którzy nie potrafią poradzić sobie z życiem prywatnym. Jednak czułem, że teraz muszę to zrobić... Zapytać o radę, bo inaczej sam bym ze sobą dłużej nie wytrzymam. 
- Thommi, co ty tu robisz? Jest przeraźliwie chłodno. 
Wróciliśmy do środka. Zaparzyłem herbatę i usiedliśmy przy kuchennym stole. Nie odrywała ode mnie zmartwionego wzroku, ale nic więcej nie mówiła. 
- Musisz mi pomóc... - przerwałem ciszę, a jej oczy przepełniły się jeszcze większą troską. 
- Słucham... 
- Wiesz, że od pewnego czasu nie układa mi się z Kristiną. Niedawno pojawił się ktoś nowy. Jest ładna, inteligentna, a co najważniejsze - kiedy z nią przebywam, czuję się po prostu szczęśliwy. Jest ode mnie dużo, dużo młodsza. Myślisz, że powinienem zaryzykować? Przecież Kris była dla mnie ważna przez tyle lat, a ten stan jest być może tylko przejściowy. 
- Mam ci do powiedzenia tylko jedno, ale zinterpretujesz to jak chcesz. Gdybyś naprawdę kochał Kristinę, nie zwróciłbyś tak wielkiej uwagi na żadną inną. 
Zasunęła krzesło i opuściła pomieszczenie. Choć doskonale wiedziałem, że nie przepadała za moją partnerką i jej zdanie nie będzie obiektywne, chyba miała rację. Ponownie rozłożyłem się na kanapie, tym razem z nieco letszą głową. Już jutro czekała nas droga do Obersdorfu. Zerknąłen na zegarek znajdujący się na odtwarzaczu dvd i przeniosłem się do Krainy Morfeusza.

~ Nicole
 - Pobudka! - Gregor stał w drzwiach z tacą pełną smakołyków. 
 - Zupełnie zapomniałam, że dziś wyjeżdżamy... - nakryłam twarz poduszką, by trochę poleniuchować. 
- Mamy jeszcze czas. Gdzie mogę to położyć? 
- To dla mnie? Dziękuję! 
Zeszłam z łóżka i stanęłam na opuszkach palców, by pocałować skoczka w policzek. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nie pamiętam, kiedy ostatnio otrzymałam śniadanie prosto do łóżka. Oznajmił, że idzie wziąć prysznic i opuścił pokój. Delikatnie trzasnął drzwiami, przy okazji budząc przy tym Claudię. Blondynka jeszcze jakiś czas narzekała, że jej nigdy czymś takim nie uraczył, ale po chwili znalazła się na moim łóżku i obie konsumowałyśmy przygotowane specjały. 
- Kurcze, myślałam, że Sylwestra spędzimy razem, a oni zabierają cię ze sobą... - żaliła się. 
- Za to później spędzimy ze sobą mnóstwo czasu. Cztery konkursy w Austrii - uśmiechnęłam się na samą myśl. 
- W sumie racja. A jak z Morgensternem? - wyszczerzyła śnieżno-białe zęby. 
 - Beznadziejna sytuacja. On chyba wciąż kocha Kristinę. 
- Nie znam tej lafiryndy, ale wygląda na fałszywą - Claudia najwyraźniej nie mogła zrozumieć wyboru skoczka. 
Doszłam do wniosku, że lepiej będzie, jeśli przemilczę kwestię wczorajszego wieczoru. Po około półgodzinnych przygotowaniach, byłam gotowa do wyjścia. Sam Gregor nie krył zdziwienia, że tak szybko jak na mnie z tym wszystkim się uwinęłam. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, większość skoczków stało już pod autobusem, na którym namalowane były twarze ich samych. Przywitałam się z każdym z osobna. Czekaliśmy tylko na Morgensterna, który jeszcze się nie pojawił. W sumie to nie byłoby takie złe, gdyby nagle z jakiegoś powodu zrezygnował z wyjazdu. Po wczorajszym zajściu czułam się cholernie głupio. Jednak blondyn nie kazał na siebie długo czekać. Wyjął z bagażnika walizki i dołączył do naszej grupki. Wewnątrz, pojazd przypominał raczej dom na kółkach. Mieściła się w nim oddzielna kabina dla kierowców, salon z telewizorem, łazienka, pokoje sypialne, a nawet maleńka kuchnia! Przywołana przez kadrowiczów, dosiadłam się do okrągłego stolika. Fettner wyciągnął karty, ale zainteresowanie okazał jedynie Kraft. Gregor zdążył już wyjąć laptopa, a Wolfgang i Kofler zagłębili się w lekturze magazynu meblowego. Z tego, co wywnioskowałam, któryś z nich wkrótce miał wprowadzić się do nowego domu. Kogoś mi brakowało... Thomas doszedł do nas po kilkunastu minutach, które spędził w kabinie kierowców. 
- Mogę cię na chwilę prosić? - jego szept sprawił, że moje ciało zaczęło drżeć. 
W co on gra do jasnej cholery?! 
Zmierzał przodem, w kierunku sypialni, w której mogliśmy spokojnie porozmawiać. Nie obyło się bez ironicznego komentarza Manuela, a Schlieri odprowadził nas wzrokiem aż do zasunięcia prowizorycznych drzwi. 
- O co chodzi? - zapytałam najbardziej beznamiętnym głosem, jaki tylko potrafiłam z siebie wydobyć.
Usiadłam na łóżku, a on z uśmiechem zmierzył mnie wzrokiem. 
Cholera, odezwij się wreszcie... 
- Wczoraj głupio wyszło... 
Nie no, co ty... 
- Nie wracajmy do tego - delikatnie uniosłam wargi ku górze. 
 - Przepraszam za moją reakcję. Myślę, że moglibyśmy zacząć od nowa. 
 Uff, kamień spadł mi z serca. 
- To byłaby chyba najlepsza opcja.
Rozłożyłam się na miękkim łóżku i wyciągnęłam ręce. Ziewnęłam na myśl o ponad dwugodzinnej podróży. Rzuciłam poduszką, wyrywając Morgiego z zamyślenia. Odrzucił ją i po chwili runął tuż obok mnie. Mimo, że budził we mnie skrajnie mieszane uczucia, nie pozostawał obojętny. Nie liczyło się, że ponownie mógł mnie zranić. Ważne, że miałam go przy sobie tu i teraz. Zaczęłam łaskotać blondyna, by przynajmniej trochę odegrać się za stok. No tak, był silniejszy... I to znów ja musiałam błagać o litość. Błagać między kolejnymi salwami niepohamowanego śmiechu. Całą zabawę przerwał Schlierenzauer, który nawet uprzednio nie pukając, wparował do pomieszczenia. Z kamienną twarzą oznajmił, że stoimy w korku, a Pointner jest bliski rozpaczy. Nigdy nie byłam zwolenniczką odkładania wszystkiego na ostatnią chwilę.
Na szczęście zdążyliśmy. Skoczkowie nie mieli czasu na odpoczynek po podróży, bo w przeciągu godziny miały rozpocząć się kwalifikacje, a tuż po nich pierwszy konkurs indywidualny. Gregor nie odezwał się odkąd przyjechaliśmy. Zaoferował jedynie pomoc w niesieniu walizek, ale zapewniłam, że poradzę sama. Z racji, że istniało ryzyko spóźnienia się na skocznię, losowo otrzymaliśmy klucze do pokoi, w których mieliśmy zostawić bagaże i z powrotem wrócić na dół. Część pobiegła schodami, pozostali włącznie ze mną udali się do windy. Kiedy byłam już na odpowiednim piętrze, jeszcze raz zerknęłam numer wygrawerowany na kluczyku. 245. Drzwi pokoju były otwarte. W środku znajdował się nie kto inny, jak Morgenstern. 
- Wygląda na to, że dzielimy razem pokój. Teraz to Gregor już w ogóle pozielenieje z zazdrości.
- Przesadzasz... - oboje zaczęliśmy się śmiać.
~*~ 
Wyniki konkursu ułożyły się wspaniale, ale spokój był chyba jedyną rzeczą, której teraz potrzebowałam. Ułożyłam sie wygodnie na łóżku i odpaliłam laptopa. W internecie, wchodząc na jakąkolwiek stronę sportową, spotykałam się z czasem wyolbrzymionymi tytułami, jak choćby "Thomas Morgenstern powraca i atakuje ze zdwojoną siłą" lub nieco dwuznacznymi,z których śmiałam się wraz z Fettim, jak na przykład "Thomas Morgenstern przeleciał dziś wszystkich." Byłam z niego taka dumna... Zdeklasował rywali. Przed drugim Stochem prowadził piętnastoma punktami. Schlieri musiał zadowolić się trzecim miejscem. Pomyślałam, że chyba jednak skorzystam z zaproszenia skoczków i zejdę do jadalni razem z nimi, by skromnie świętować Nowy Rok. Zegarek wskazywał siedemnastą, więc miałam jeszcze masę czasu. Odświerzyłam się pod prysznicem i starannie ułożyłam włosy. Przeprasowałam wymiętą sukienkę, którą zabrałam specjalnie na tą okazję. Może miała trochę za duży dekolt, ale po za tym leżała idealnie. Zrobiłam delikatny makijaż, na nogi założyłam wysokie szpilki i byłam gotowa do wyjścia. Morgiego wciąż nie było w pokoju. Nie zaznał spokoju nawet po konferencji prasowej. Ledwo zakończył jedno połączenie, a na ekranie widniał kolejny numer.  Opuściłam pokój i ruszyłam w kierunku windy. Kiedy czekałam, aż ta pojawi się na odpowiednim piętrze usłyszałam rozmowę, o której chciałam jak najszybciej zapomnieć. 
- To dobrze, że znowu się układa - powiedział zupełnie szczerze Kofler. 
- Rozmawialiśmy ponad godzinę, pierwszy raz od paru tygodni - Thomas był przeszczęśliwy i to nie z powodu wygranych zawodów. 
- Ale stary... Nie sądzisz, że to trochę podejrzane? Znów wszędzie o tobie piszą i akurat w tym momencie, Kristina się odzywa. 
 - Szukasz dziury w całym Andi - zaśmiał się przyjacielsko - lecę się przebrać i zaraz do was dołączę. 
Schowałam się za ścianą, by nie natknąć się na blondyna. Szczerze mówiąc, straciłam ochotę na zabawę sylwestrową. Odczekałam chwilę i wróciłam do pokoju po płaszcz. Współlokator akurat się kąpał, bo z łazienki dochodził dźwięk kapiącej wody. Wróciłam do windy, a następnie niezauważona opuściłam hotel. Śnieżyca. Po prostu wspaniale. Szłam zaśnieżonymi ulicami Oberstdorfu, które tak doskonale znałam. Choć przeraźliwe zimno coraz bardziej dawało się we znaki, nie chciałam tam wracać. Płakałam. Znów przez niego. Przetarłam oczy rękawiczkami i weszłam do najbliższego sklepu. Szybko przejrzałam półkę z różnorodnymi napojami alkoholowymi. 
- Jack Daniels - powiedziałam zdecydowanym tonem. 
- A dowodzik jest? - starszy mężczyzna lustrował mnie wzrokiem. 
- Owszem. 
Tak, jak myślałam, nabrał się na tymczasowy dowód i z łatwością sprzedał mi butelkę whisky. Ponownie wyszłam na zewnątrz. Zdana na łaskę losu, zajęłam ławkę ukrytą między kamienicami. Upiłam spory łyk napoju.

~*~
Witaaam! <3
Nie będę dużo rozpisywać się na temat treści, z której nie do końca jestem zadowolona. Mogę tylko powiedzieć, że w następnym rozdziale powróci Richard! :)

Czytasz? = Zostaw Komentarz
To naprawdę motywujące.

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 7. 'Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść'

"Well you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low."

Gregor wpakowywał nieszczęsny sprzęt do bagażnika,a ja miałam trochę czasu na poprawienie makijażu. Był tak zadowolony, że nawet podśpiewywał sobie pod nosem, a mnie wręcz mdliło na samą myśl o stromym stoku. Nieodłączny lęk towarzyszył mi od piątego roku życia, kiedy to mój wspaniałomyśly ojciec stwierdził, że musi podzielić się ze mną swoją pasją. Zaciągnął małe, bezbronne dziecko na górkę i odwrócił się do jakiegoś znajomego mężczyzny, by podać mu dłoń w geście przywitania. Właśnie wtedy zniknęłam z jego pola widzenia i powoli zaczęłam zjeżdżać. Nabierałam prędkości, a w wyhamowaniu pomogła mi siatka, która nieźle pokaleczyła moją twarz. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy miałam na nogach narty. 
Dom Schlierenzauerów mieścił się niedaleko wcześniej wspomnianego stoku, więc dojazd zajął nam zaledwie piętnaście minut. Z małą pomocą skoczka, dobrałam odpowiedni sprzęt. Po chwili dołączyliśmy do grona pozostałych członków kadry. 
- Masz najbliżej, a jak zwykle ostatni - Pointner pokręcił z dezaprobatą głową. 
- Nie będę mówił, kto ślęczał pół godziny przed lustrem - zaśmiał się. 
- To wcale nie było pół godziny, góra kilka minut - burknęłam. 
- Przecież nie musicie się tłumaczyć - Alex pobłażliwie się uśmiechnął - Thomas, ty zabierzesz Nicole na mniejszy stok. 
Blondyn zapiął kask i wziął do ręki dwie pary nart - moje i swoje. Ruszyliśmy w przeciwnym kierunku niż inni. Kiedy tamci usadawiali się na wygodnych krzesełkach, nam pozostał jedynie wyciąg orczykowy. Uroki amatorów. Wielokrotnie zapewniałam Morgiego, że nie mam ochoty na jazdę i wolałabym poobserwować jak robią to inni, ale był nieugięty. Kiedy w końcu znaleźliśmy się na górze, poczułam nieprzyjemny skurcz w żołądku. Zgodnie z obietnicami kadrowiczów, miałam nadzieję, że zbocze nie jest zbyt strome. Przeliczyłam się i w duchu obiecałam, że nigdy więcej nie zaufam tej bandzie półgłówków. 
 - Przyznaj, że krajobraz jest cudowny. 
- Ja tu umieram ze strachu, a ty mówisz o widokach. 
Zaśmiał się. Korzystając z wolnej chwili, porozglądałam się w około i musiałam przyznać mu rację. Chmury nisko wiszące na popołudniowym niebie szeptały zapowiedź pierwszych od kilku dni opadów śniegu. Grudniowy wiatr rozkołysał znajdujące się gdzieś w oddali drzewka iglaste. Właściwie to, dopiero teraz odkryłam za co tak bardzo uwielbiam zimowe miesiące i wyjazdy. Za malowniczy krajobraz Alp, a także drobne detale jak choćby czyste, wilgotne powietrze, czy każdy oddech tworzący niemal krystaliczną mgiełkę. Błoga chwila przepełniona przysięgą natury, że wkrótce pokryje ziemię nieruchowym pięknem, została przerwana wraz z pytaniem mojego kompana. 
- Gotowa? 
Zrezygnowana przytaknęłam głową. Morgenstern ustawił się naprzeciw mnie i zasypał masą wskazówek. Kiedy w końcu ułożyłam nogi w tak zwany pług i pochyliłam się lekko do przodu, ujął moje dłonie w swoje i powoli zaczął zjeżdżać tyłem. Czułam jak trzesą mi się kolana. 
- Uważaj, bo narty zaraz zetkną się czubkami. Pamiętaj, że jestem przy tobie. 
- Nie zauważyłam - mruknęłam ironicznie. 
- Zatrzymamy się w połowie, żebyś chwilę odpoczęła.
Nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa, a plecy bolały coraz bardziej. W pewnym momencie za bardzo się rozluźniłam, narty ułożyły się równolegle i nie mogłam nad nimi zapanować. Z ogromną siłą uderzyłam w mojego prywatnego instruktora i oboje wylecieliśmy w powietrze. Poczułam się prawie jak skoczek narciarski. Wróć, skoczek narciarski, który popełnił błąd przy wyjściu z progu i spada w dół na pastwę losu. Runęliśmy na twardy śnieg. On runął, ja na nim. Cud, że jego żebra cało z tego wyszły. 
- Żyjesz? - przez dłuższy czas nie otwierał oczów, więc trochę spanikowałam.
- Przeżyłem w Kuusamo w 2003 r., więc chyba już nic gorszego nie powinno mnie spotkać. 
Jednym, zręcznym ruchem sprawił, że teraz to ja leżałam na plecach przygnieciona 66-kilogramowym ciężarem. Przynajmniej taką liczbę miał zapisaną w papierach. Gdy zaczął wcierać w śnieg w moje dostatecznie już zaróżowione policzki, poczułam się jak za czasów podstawówki, gdzie takie zabawy były na porządku dziennym. 
- Zobaczysz, jak tylko ściągnę te cholerstwa, zginiesz! - odgrażałam się.
- Co taka mała istota może mi zrobić? - wątpił w moje możliwości, ale ja miałam już plan godny zemsty. 
Małe dzieci przejeżdżające obok, nie wspominając, że robiły to o wiele lepiej ode mnie, patrzyły na nas z politowaniem. Już wyobrażałam sobie, jak skarżą się rodziców, na postradane zmysłów osoby blokujące przejazd. 
- Nie za wygodnie?! - krzesełko Schlierenzauera znalazło się centralnie nad nami.
- Bardzo! 
- Śnieg jest idealny. Chcesz się zamienić i trochę poszaleć? - zapytał niby wspaniałomyślnie Schlieri. 
- Dzięki za troskę, nie trzeba - Morgi kompletnie go "zgasił" i więcej nie usłyszeliśmy głosu Gregora. 
 ~*~
Trzy godziny później...
Staliśmy pod domkiem do wypożyczania sprzętu, a w dłoniach trzymaliśmy jednorazowe kubki, w których znajdowała się gorąca herbata.Ciepły płyn powoli wypełniał mój organizm, ogrzewając go od wewnątrz. Księżyc w pełni doskonale wkomponowywał się w zimowy krajobraz Alp. Oczekiwaliśmy na resztę kadry w ciszy, od czasu do czasu przerywanej przez samochody opuszczające obiekt. W pewnym momencie zauważyłam, że blondyn od dłuższego czasu nie odrywa wzroku od mojej osoby. Gdy również zaczęłam badawczo przyglądać się skoczkowi, musnął opuszkami palców po moim czerwonym z zimna policzku. Spojrzałam w jego błękitne oczy, które mimo nocnej poświaty, były doskonale widoczne i jak zawsze emanowały ciepłem. Ujął moją drobną twarz w dłonie, a nasze usta były sobie co raz bliższe. Gdy w końcu się złączyły, marzyłam tylko, by pozostały już w takim stanie na zawsze. Zupełnie nic się nie liczyło. Nawet duża różnica wieku i to, że znałam go zaledwie kilka dni. Wszystko trwało kilka sekund, jednak chwila była przepełniona magią, która ograniczyła poczucie czasu i przestrzeni. Pierwszy czas pd dawna, poczułam, że cholernie mi na kimś zależy. Czy to właśnie jest szczęście? Chyba nareszcie odkryłam jego definicję.
Intensywny błysk brutalnie sprowadził nas do rzeczywistości. Przetarłam oczy i w oddali zauważyłam uciekającego mężczyznę. Shit... Pierwszy raz widziałam wyprowadzonego z równowagi Thomasa. Klął pod nosem, nerwowo przystępując z nogi na nogę.
- Przepraszam... - wyszeptał i zwrócił wzrok w kierunku rozgwieżdżonego nieba.
Nie był świadom, że ta ulotna chwila była jedną z najcudowniejszych w moim życiu. Uważał, że zrobił coś złego, niedopuszczalnego. Dlaczego? Nie wiedziałam. W końcu zebrałam się na odwagę.
- Thomas, ale przecież...
- Ale co?! - ton skoczka doskonale potwierdzał, że w obecnej sytuacji w ogóle nie powinnam się odzywać - Nic nie rozumiesz. Przecież to już jutro będzie na wszystkich portalach plotkarskich. Nie dość, że nie potrafię znaleźć formy, będą jeszcze oskarżać mnie o romans z jakąś małolatą.
Wlepiłam wzrok w ziemię. Nie miałam odwagi ponownie na niego spojrzeć. Jeszcze parę minut temu był mi tak bliski,a w jednym momencie czar prysł. Stał się nieznajomym, zimnym facetem, który twierdził, że jestem tylko głupim dzieckiem. Łzy, które uważałam za oznakę słabości, z ogromną siłą cisnęły się do moich oczu. Zaciskanie powiek nie przynosiło skutku, uwolnione powoli spływały po policzku. Nie zdziwiłabym się, gdyby zamarzły. Nie z powodu ponad piętnastostopniowego mrozu, ale chłodu, który wypełnił moje serce.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Słyszałam jego stłumiony głos. Zapytał, gdzie mam zamiar iść. Nie odpowiedziałam. Idąc, uderzałam stopą w każdą grudkę śniegu, dając upust emocjom. Snułam się pomiędzy domkami dla przybyłych na weekend narciarzy, nie myśląc nawet, że mogłam na kogoś trafić. Tajemniczy osobnik szedł dosyć szybko, bo po zetknięciu się ciałami, prawie upadłam na ziemię.
- Niki, co ty tu robisz? Miałaś być z Thomasem - Gregor wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo.
- Długo czekaliśmy i pomyślałam, że coś się stało - skłamałam bez skrupułów.
- Dlaczego płaczesz? - mój drżący głos, wzbudził podejrzenia Schlierenzauera - Jeśli powodem jest ten dupek, to nie ręczę za siebie.
- Nie - zaprzeczyłam kategorycznie - Nie chcę o tym gadać, chodźmy już.
Objął mnie przyjacielskim ramieniem, którego teraz potrzebowałam. Wróciliśmy na parking, ale nie zastaliśmy tam Morgensterna, ani jego samochodu.

~*~
Nawet nie wiecie jak cholernie mi głupio :/
Chyba zatęskniłam za sezonem i wreszcie z przyjemnością udało się coś napisać ;)
Przez ten czas, kiedy nic nie publikowałam, zaplanowałam sobie kilka kolejnych rozdziałów, więc mogę zapewnić, że do kolejnej dłuższej przerwy nie dojdzie.
Tylko, nie wiem czy jest jeszcze dla kogo pisać :C
Czytasz? = Komentuj. 
Następny w środę, głównie pisany z perspektywy Thomasa. 
P.S. W zakładce 'Informowani', możecie zostawić linki do swoich blogów, asków, czegokolwiek, dzięki którym będę mogła poinformować was o nowościach ;)