poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 6. 'Zwy­cięzca­mi w miłości są po­kona­ni przez miłość.'

Jedna z piosenek Shakiry wybudziła mnie z głębokiego snu. Przeczytałam na wyświetlaczu imię przyjaciółki, po czym nacisnęłam na czerwoną słuchawkę i schowałam komórkę pod poduszkę. Szybko zorientowałam się, że nie jestem w domu Schlierenzauerów. W przekonaniu utwierdzał mnie fakt, że na drugim krańcu łóżka smacznie chrapał Thomas. Podjęłam próbę ponownego zaśnięcia. Kiedy delikatnie przymknęłam powieki, leżący na szafce nocnej iPhone Morgiego zaczął wibrować. Kompletnie niewyspana, wlepiłam wzrok w sufit, w oczekiwaniu aż blondyn odbierze ten cholerny telefon. Błądził dłonią po blacie, a gdy w końcu na niego trafił, odebrał, przerywając męczarnie mojej obolałej głowie. Z przymrużonymi oczyma słuchał swojego rozmówcy. Kiedy jego wzrok przeniósł się na zegarek, bezgłośnie poruszył ustami, z których wyczytałam przekleństwo. Szybko zakończył połączenie i wyskoczył z łóżka jak oparzony.
- Pobudka! Schlierenzauer będzie tu za 10 minut i przywiezie ci ubrania.
Cholera! Tym razem to ja, odrzuciłam na bok przykrycie i zbiegłam do kuchni za Morgensternem. Salon wyglądał jak wczoraj, przypominał pobojowisko. Brakowało jedynie imprezowiczów, którzy zniknęli w zagadkowy dla mnie sposób. Kłóciliśmy się o śniadanie, na które nie miałam najmniejszej ochoty, a już zwłaszcza czasu. Stwierdził, że nie wypuści mnie z jadalni bez posiłku, ale w końcu uległ. Wszystko było tak zakręcone, że nawet nie odczuwałam dyskomfortu związanego z obecnością Austriaka. Kolejne minuty mijały nieubłagalnie, a Gregora wciąż nie było. Zajęłam łazienkę na parterze, natomiast Morgi pobiegł na górę, przeskakując co trzeci schodek. Chyba nigdy nie brałam prysznica w tak szalenie szybkim tempie. Mimo szumu spowodowanego przez spływającą wodę, usłyszałam znajomy dźwięk. Ktoś gorączkowo dobijał się do drzwi i z dużą częstotliwością naciskał na dzwonek. Spłukałam pianę, która pokrywała mnie prawie od stóp do głów i przykryłam ciało bawełnianym ręcznikiem. Natarczywy gość wciąż nie dawał spokoju, więc bosymi stopami przydreptałam do przedpokoju. Stanęłam za Thomasem, który zjawił się tu szybciej. Przekręcił kluczyk i dopinając rozporek, otworzył drzwi. Po drugiej stronie progu, stała wysoka blondynka, na oko koło pięćdziesiątki. Ze zdziwieniem, zerkała to na mnie, to na Morgensterna. Dopiero po przeanalizowaniu zaistniałej sytuacji, doszłam do wniosku, że do takich na porządku dziennym wcale nie należała. 
- Kim jest ta dziewczyna? - trochę dziwnie się poczułam. Kobieta lustrowała mnie wzrokiem.
- Eee, to jest Nicole. Będzie miała praktyki w naszej kadrze.
- No dobrze, ale co robi prawie naga w twoim domu?
- Mamo, spokojnie. Wszystko wytłumaczę później. Lily jeszcze śpi, zajmiesz się nią prawda?
- Oczywiście, ale wolałabym...
- Dzięki - pocałował rodzicielkę w policzek i zniknął za ścianą salonu.
 Pani Morgenstern ledwie zamknęła za sobą drzwi, a w mieszkaniu ponownie rozległ się dźwięk dzwonka. Wybrali sobie niezłą porę na wizytę, nie ma co. Z niechęcią przyglądałam się spoconym ubraniom z wczorajszego dnia, które musiałam na siebie założyć. Na szczęście w porę pojawił się mój wybawca.
- A w naszym domu, w takim wydaniu cię jeszcze nie widziałem... - Schlieri wybuchł jakże idiotycznym i nie na miejscu śmiechem.
- Spałam u was dopiero jedną noc, to po pierwsze. Po drugie, miałeść przywieźć mi ubrania.
- I przywiozłem - z torby treningowej wyciągnął schludnie poskładaną odzież
- To leć się przebrać, zaczekam.
- Nieee, jedź już. Zabiorę się z Thomasem.
- W porządku. 
Schlierenzauer był nieco zniesmaczony moją decyzją. Zawiedziony wrócił do samochodu. 
 ~*~
Nie dość, że byliśmy grubo spóźnieni, utknęliśmy w korku spowodowanym przez jakieś głupie roboty drogowe. Prognozy dotyczące szybkiego przyjazdu na skocznię nie były zbyt optymistyczne, ale spędzaliśmy czas w bardzo miłej atmosferze. Konsumowaliśmy frytki kupione w przydrożnym McDrive'ie i śpiewaliśmy piosenki, które aktualnie nadawały stacje radiowe. Stwierdziłam, że lepiej dla niego jeśli zostanie przy swoim fachu i nie będzie zbliżał się do mikrofonu. Sama okropnie fałszowałam, więc śmiechu było co niemiara. Kiedy na równoległym pasie zatrzymał się rajdowy samochód, Thomas spoważniał.
 - Już za jakiś czas wystartuję takim w rajdzie - uśmiechnął się.
 - A co w takim razie ze skokami?
- Szczerze mówiąc, sam obawiałem się tego momentu, choć wiedziałem, że nieuchronnie nadejdzie. Ale czas z tym skończyć.
- Co ty bredzisz?! Popatrz na tego Japończyka... Gostek jest piętnaście lat starszy, a końca jego kariery nie widać.
- Nie w tym rzecz. Nie ma sukcesów, nie ma motywacji. Moje pięć minut już minęło, od upadku nie mogę się pozbierać. Nie chcę totalnie się pogrążyć.
- Aha - pokręciłam z ironią głową - Czyli teraz zamierzasz się poddać, oddać bez walki tytuł lidera kadry Gregorowi i odejść?
Wiedziałam, że nawiązanie do młodszego kolegi z drużyny, 'pojedzie' po ambicjach Morgensterna. Zaczął co raz bardziej się przede mną otwierać, wprost mówić o swoich lękach. Chyba szczera rozmowa była czymś, czego najbardziej potrzebował. Przyznał się, że już w lecie planował odstawić narty w kąt. Głównym czynnikiem, króry za tym przemawiał był upadek, ale nie tylko on. Zdrada ukochanej i ostateczne rozstanie wcale nie pomagało w odbudowywaniu psychiki.
- Po prostu odeszła?! W tak trudnym momencie? - wiedziałam, że nie miałam prawa jej oceniać, ale to co zrobiła nie mieściło mi się w głowie.
 - Wcale jej się nie dziwię. Sam nie mogłem ze sobą wytrzymać. 
- Ale wciąż ją kochasz? - to pytanie raczej nie było stosowne do rozmowy, jaką kazał przeprowadzić mi Alex. Po prostu musiałam wiedzieć. 
- Tak. Mam nadzieję, że wszystko przemyśli i wróci. 
- Po tym wszystkim? - nie ukrywałam zdziwienia. 
- Zresztą nieważne... Postaram się wyłączyć w locie mózg, tak jak radziłaś. 
Uniknął odpowiedzi i skierował rozmowę na inne tory, więc wciąż wałkowaliśmy temat skoków. 
~*~
Kiedy dotarliśmy na miejsce, trener nawet nie kazał się usprawiedliwiać. Dostałam coś w rodzaju kart skoczków, których używał wcześniejszy psycholog. Dzięki nim, mogłam lepiej zapoznać się z sylwetkami moich podopiecznych. Za każdym razem, gdy Morgi zasiadał na belce, nieświadomie ściskałam kciuki. Dopiero po wylądowaniu, mogłam ponownie skupić się na dokumentach. Thomas poprawiał się ze skoku na skok, lądowanie wyglądało co raz pewniej. Brakowało błysku, choć miałam nadzieję, że to tylko kwestia czasu. Każdy członek sztabu był zadowolony z dobrej dyspozycji zawodników tuż przed Turniejem Czterech Skoczni. Dzień zapowiadał się świetnie. Do czasu, gdy Pointner oznajmił, że całe po południe spędzimy na stoku narciarskim, by przynajmniej na chwilę zapomnieć o nadchodzącej imprezie:
- To ja może zostanę w domu - nieśmiale zasugerowałam. 
- Nie toleruję sprzeciwu, jedziemy wszyscy  - Alex był nieugięty.
- Ale nie potrafię nawet jeździć, po prostu się boję! - brakowało mi argumentów, ale nie chciałam dzielić się z nim bolesną traumą z dzieciństwa związaną z tym cholerstwem.
- Chętnie pobawię się w instruktora - Morgenstern zjawił się jak zwykle w najbardziej nieodpowiednim momencie. 
- I problem rozwiązany! - zadowolony szkoleniowiec zostawił nas samych.
________________________________________
Przepraszam za tak długą przerwę :/
 Chyba każda z was słyszała, że Morgi już zakończył ten sezon. :<
Mam nadzieję, że zdecyduje się na kontynuację kariery, bo bez niego
skoki nie będą takie same. ;C
Czytasz ? = Komentuj :)
Następny prawdopodobnie w weekend.

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 5. 'Pier­wsze wes­tchnienie miłości to os­tatnie wes­tchnienie rozumu. '

Nie sądziłam, że Claudia aż tak bardzo ucieszy się na wieść o imprezie. Biegała z góry na dół w poszukiwaniu odpowiedniej kreacji. W końcu czterdzieści pięć minut na przygotowanie to dla kobiety naprawdę niewiele. Na szczęście, coś mnie tknęło i podczas pakowania włożyłam do walizki nową, niebieską sukienkę, w której pozowałam teraz przed lustrem. Leżała niemal idealnie, więc nie miałam zamiaru tracić czasu na jakieś drobne, nieistotne poprawki. W przeciwieństwie do Clau, na której twarzy mieściła się tona tapety, użyłam jedynie tuszu do rzęs i przeciągnęłam usta błyszczykiem. Zadowolona z efektu, zeszłam do salonu. Gregor stał oparty o ścianę, co jakiś czas podrzucając kluczykami do auta.
- Ślicznie wyglądasz - jego kąciki ust uniosły się ku górze.
- Dziękuję - zarumieniłam się  i odwzajemniłam uśmiech - Chyba nie posiedzimy długo, bo jutro trening, prawda?
- Przyjadę po was, o której będziecie chciały. 
- Ale jak to?!
W tej chwili straciłam ochotę na jakiekolwiek wyjście. Rodzeństwo Schlierenzauerów było jedynymi osobami, które w miarę zdążyłam poznać. Nie wyobrażałam sobie imprezy w gronie nieznajomych facetów i nieobliczalnej przyjaciółki, która w każdej chwili mogła wpaść na jakiś szalony pomysł. Przez chwilę się spieraliśmy, ale w końcu przekonałam go argumentem, że Thomas zaprosił całą kadrę i nieładnie byłoby tak po prostu to zignorować. Skrzywił się na dźwięk imienia wspomnianego skoczka, ale przyznał mi rację. Chyba nie chciał, żebym dowiedziała się o ich konflikcie, choć na to było już stanowczo za późno. Wkrótce dołączyła do nas Claudia.
- A mi już nie powiesz, że ładnie wyglądam? - rzuciła z pretensją w głosie.
- Powiedziałbym... Gdybyśmy wybierali się do cyrku. Zdecydowanie przesadziłaś z czerwoną szminką - stwierdził tonem eksperta. 
- Nienawidzę cię - naburmuszona ubrała płaszcz i trzasnęła wyjściowymi drzwiami.
Chyba nie przewidziała, że samochód był zamknięty. Kochany braciszek nie zamierzał jej uświadamiać i z chęcią jeszcze jakiś czas delektowałby się widokiem trzęsącej się z zimna blondynki, której duma nie pozwalała na powrót do domu. Jednak przypomniał sobie, że pod nieobecność rodziców jest za nią odpowiedzialny. Marny byłby los skoczka, gdyby przez jego lekkomyślność, dziewczyna wylądowała z gorączką w łóżku. 
~*~
Kiedy zaparkowaliśmy pod posiadłością Morgensterna, Schlieri ponownie próbował się wykręcić.  W tej chwili każdy powód był dobry - byleby tylko z powrotem wrócić do domu. Zupełnie przypadkiem, nagle zaczęła boleć go głowa i słabiej się poczuł. Aktorstwo nie było mocną stroną blondyna i jeśli miał nadzieję, że nas nabierze, niestety się przeliczył. 
Prawie siłą wyciągnęłyśmy Gregora z samochodu i znalazłyśmy się przed drzwiami domu Morgiego. Nacisnęłam na dzwonek, a po usłyszeniu znajomego głosu mimowolnie się uśmiechnęłam. Gospodarz wpuścił nas do środka i poprowadził do salonu, gdzie przy stole siedziała już większość skoczków. Wręczyłam solenizantowi prezent opakowany w ozdobny papier i złożyłam życzenia. Wszyscy obecni wybuchli śmiechem, ponieważ, żeby pocałować go w policzek, musiałam stanąć na palcach. Na pozór nic szczególnego, a jednak bliskość tego mężczyzny była czymś szczególnym, przyprawiała o szybsze bicie serca. 
- Dziękuję, że przyszłaś - szepnął na ucho, czym wywołał u mnie dreszcz. 
Jak zwykle, w odpowiednim momencie musiałam spłonąć tym pieprzonym rumieńcem. Zuważył to chłopak z tunelami, którego zabrakło na dzisiejszym treningu. Przynajmniej tak mi się wydawało, a raczej nie mógł mi umknąć. 
- Ouu, Morgenstern. Najpierw ta twoja Kristina, później nasza była fizjoterapeutka, a teraz pani psycholog. No ładnie... 
Wystarczyło jedno piorunujące spojrzenie, by szatyn zamilkł i ponownie zajął się konsumpcją winogron. Było bardzo wesoło, chyba nawet Gregorowi udało się zaaklimatyzować i żartował na równi z innymi. Inna sprawa, że najprawdopodobniej efektem tego był drink zmieszany przez Fettnera. Później ktoś wpadł na pomysł, żeby odpalić odtwarzacz i bujaliśmy się w rytmie dynamicznej muzyki. Podeszłam do stołu i sięgnęłam po butelkę Pepsi, by zaspokoić pragnienie. Nie sądziłam, że obiekt westchnień mojej przyjaciółki, może okazać się takim idiotą. Hayboeck, bo o kim innym mogłaby być mowa, sięgnął po dzbanek pełen wody i wpadł na iście genialny przynajmniej według niego plan. Chciał obudził kolegę przysypiającego na krześle, ale chyba nie wziął pod uwagę faktu, że stałam tuż za nim. Bez namysłu, chlusnął cieczą prosto na sukienkę, którą miałam na sobie pierwszy raz. Spanikowany sięgnął po papierowe ręczniki i przymierzał się do plamy, która znajdowała się mniej więcej w okolicach biustu: 
- Rączki przy sobie! - wrzasnęłam, a speszony Michael odsunął się na bezpieczną odległość, jakby w obawie, że mogę użyć siły. 
- Przepraszam, naprawdę przepraszam... - jąkał się, a ja wolałam unikać wzroku Clau, która z pewnością kipiała już z zazdrości. 
Widząc rozbawienie na twarzach skoczków, sama dostrzegłam komizm sytuacji. Roześmiałam się, a 22-latek odetchnął z ulgą i szybko zniknął z mojego pola widzenia. 
- Może coś dla ciebie znajdę - uśmiechnął się Morgi.
- Daj spokój, zaraz wyschnie. 
- Przecież to żaden problem. 
Kiedy szliśmy tak obok siebie nie obyło się bez przeciągłych 'uuu' wydawanych przez mniej trzeźwą część towarzystwa i komentarzy typu 'Tylko grzecznie mi tam.' Thomas był chyba jedyną osobą w gronie, która wypiła jedynie symboliczną lampkę szapmana. Teraz, od dłuższego czasu buszował w szufladzie, by znaleźć coś mogącego zastąpić przemoczoną sukienkę. 
- Ehh, jeśli chodzi o damską część garderoby, chyba niczego tu nie znajdę. Ale mam to - podał mi czarną, koszulkę z napisem 'Thomas Morgenstern'. Z tyłu znajdowało się jego własne logo. 
- Dzięki, teraz tylko pokaż mi łazienkę. 
Wskazał odpowiednie drzwi, po czym zniknął w drugim pokoju, z którego dobiegał płacz dziecka. Byłam pewna, że to Kristina zajmuje się Lily, ale nie zamierzałam mieszać się w ich wspólne sprawy. Łazienka była świetnie urządzona, podobnie jak reszta mieszkania, więc musiałam przyznać, że miał gust. Czarny T-shirt był trochę przydługawy, ale przynajmniej do połowy przysłonił uda, na których miałam jedynie cienkie rajstopy. Przyglądnęłam się w lustrze i sarkastycznie stwierdziłam, że strój idealnie nadaje się na imprezę. 
~*~
Morgi nie wracał przez dłuższy czas, ale w pół przytomni goście nie zwracali na to najmniejszej uwagi. No może oprócz Gregora, ale w żadnym stopniu nie przeszkadzała mu absencja solenizanta. Claudia zniknęła gdzieś z Hayboeckiem, więc pozostał mi jedynie taniec z jej starszym bratem. Na pewno skoczkiem był zdecydowanie lepszym niż tancerzem. Może większy procent alkoholu we krwi wpłynąłby na sztywniactwo chłopaka, ale stwierdził, że zamierza o własnym siłach wrócić do domu. Ba, twierdził nawet, że po tym jednym drinku może spokojnie zabrać się samochodem.  Kofler chwiejnym krokiem ruszył w kierunku schodów. Chciał sprawdzić, czemu jego przyjaciel tak długo nie schodzi. Wyręczyłam go, bo w takim stanie wycieczka w górę i z powrotem mogła skończyć się upadkiem. Delikatnie zapukałam w drzwi, za którymi wcześniej zniknął Thomas. Trzymał na rękach córeczkę, lekko kołysząc. 
- Zejdź do nich, zanim spalą ci chatę. Zostanę z małą. 
- Ee, no nie wiem... 
- Daj spokój. Myślisz, że nigdy nie zajmowałam się dziećmi sąsiadów? 
- Nie chodzi o to. Przyszłaś tu dobrze się bawić, a nie siedzieć z Lily. 
- Przyszłam dla ciebie - powiedziałam wiele nie myśląc. Musiałam jak najszybciej odwrócić jego uwagę od wcześniej wypowiedzianych słów - Leć już do nich. 
Jeszcze chwilę się wahał, ale w końcu dał się przekonać. Uwielbiałam małe dzieci i jak twierdziło wielu moich znajomych, z wzajemnością. Gdy mała zasnęła, położyłam ją na łóżku i usadowiłam się obok niej. Wystarczyła tylko chwila i przeniosłam się do Krainy Morfeusza. 

__________________________________________
Kompletnie nie podoba mi się ten rozdział, ale na nic lepszego nie było mnie stać :/
Hdhkdhhgjdsjg, nareszcie Igrzyska *.*
Dziękuję za ilość komentarzy pod poprzednią notką, jesteście wspaniałe! <3
Mogę tylko zdradzić, że mam pomysł na kolejne opowiadanie - słońce, plaża i Austriaccy skoczkowie. W przeciągu miesiąca powinien powstać nowy blog.
I oczywiście nie znaczy to, że zaniedbam tą historię.
Pozdrawiam! :*
Czytasz? = Komentuj

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 4. 'Jeśli chce się być szczęśli­wym, nie wol­no gme­rać w pamięci.'

Gregor poszedł do domku trenerów, by odebrać przygotowane dla mnie ubrania ze sponsorskim logiem. Stwierdził, że nie ma sensu, żebym marzła i pokazał drogę do szatni. Przez chwilę stawiałam opory. Nie chciałam sama poruszać się po obiekcie,zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie przebywałam na terenie tej skoczni. Obiecał, że postara się jak najszybciej załatwić sprawę, więc pozostało mi tylko skierować się do wyznaczonego miejsca. Kiedy stałam pod budynkiem, a mojego towarzysza wciąż nie było, niechętnie nacisnęłam na klamkę. Fala ciepłego powietrza zachęciła do wejścia. Bez problemu znalazłam drzwi z napisem 'szatnia'. Z nadzieją, że przyjechaliśmy jako pierwsi i nikogo w niej nie zastanę, weszłam do środka. Przeliczyłam się. Wewnątrz był tylko Thomas, półnagi Thomas. Pomieszczenie wypełniło się silnym zapachem męskich perfum. Właśnie siłował się z czymś w rodzaju bielizny termicznej, na którą powinien założyć kombinezon. Śledziłam poczynania Morgensterna, co chyba nie było adekwatnym zachowaniem. Szybko się zrehabilitowałam: 
- Przepraszam. Nie wiedziałam, że... 
Gdy materiał nakrył w końcu wyrzeźbione ciało skoczka, podniósł wzrok i znów ujrzałam ten cudowny uśmiech. 
- Daj spokój. Usiądź koło kaloryfera,przez to zimne powietrze, twoje policzki kolorem przypominają truskawki. 
Rozpięłam kurtkę i usiadłam na niskiej ławeczce obok szafki z numerkiem 9, która łudząco przypominała te szkolne. Była tylko o wiele większa. Zaczęłam odczuwać skutki nieprzespanej nocy, więc oparłam się o ścianę i przymknęłam powieki: 
- Chcesz? - Morgi wyciągnął z torby puszkę red-bulla. 
Kulturalnie podziękowałam i upiłam spory łyk napoju. Miałam nadzieję, że przynajmniej w małym stopniu orzeźwi mój umysł. Pomiędzy nami panowała krępująca cisza, co jakiś czas przerywana stukotem butów narciarskich. Wstydziłam się odezwać i dochodziłam do wniosku, że rumiane policzki wcale nie były skutkiem przebywania na mrozie. Po kilku minutach, dołączyli do nas Loitzl, Kofler, Hayboeck, Kraft, a za nimi wczołgał się Schlierenzauer zawalony stosem kadrowych ubrań. Skoczkowie wywarli na mnie bardzo dobrze wrażenie. Każdy przedstawił się, przybił piątkę i zapewnił, że nasza współpraca na pewno będzie owocna. Mogłam się domyślić, że przebieranie w moim towarzystwie będzie trochę niekomfortowe, więc oznajmiłam, że pójdę omówić parę spraw z trenerem. Pech chciał, że akurat w tym samym momencie, Morgenstern podniósł z podłogi narty i również był gotowy do wyjścia. Myślałam, że znów się nie odezwie i trasę pokonamy w milczeniu. Ledwo poruszałam się po oblodzonej powierzchni, a w pewnej chwili straciłam równowagę. Zachwiałam się i już wiedziałam, że czeka mnie twarde lądowanie na tyłku. Jednak to żółto-czarne Fischery, a nie ja runęły na ziemię. Gdy niepewnie otworzyłam oczy, znajdowałam się w ramionach uśmiechniętego Austriaka. 
 - Eee, wybacz... - znów musiałam przepraszać. 
Głupia, niemyśląca idiotka. Chyba wolałam jednak ucierpieć niż teraz płonąć ze wstydu. Podczas, gdy wymyślałam kolejne obelgi i wyzwiska, Morgi wybuchł gromkim śmiechem: 
- W sumie to takie ładne dziewczyny zawsze mogą na mnie lecieć. 
- Bardzo zabawne... 
Nie chciałam dłużej go obciążać, więc z małą pomocą znów stanęłam na własne nogi. Przy okazji przeklęłam buty, przez które znów omal się nie wywróciłam wywołując kolejny uśmiech na twarzy Thomasa. No tak, jedyny plus całej sytuacji. 
- To kiedy się do mnie wprowadzasz? 
Jako pojedyncze zdanie wyrwane z kontekstu brzmiało dosyć dziwne. 
- Szczerze mówiąc, to sama nie wiem. Claudia mówiła, że prawdopodobnie po Turnieju Czterech Skoczni. 
- Pokój już czeka. Może miałabyś ochote wpaść dzisiaj wieczorem? Robie małą imprezę z okazji imienin. 
-Musiałabym to przemyśleć. Ale...
- Nie ma żadnego ale. Powiedz Clau, że Michael też będzie i na pewno pójdzie z tobą dla towarzystwa. 
Rzeczywiście miałam ochotę tam pójść. Zastanawiałam się tylko, dlaczego nie wspomniał o Gregorze. Rozumiałam, że za sobą nie przepadają, ale aż tak? Wkrótce musieliśmy się rozdzielić. Blondyn poszedł w kierunku windy, więc udałam się na gniazdo trenerskie, gdzie Pointner dyskutował o czymś z Diessem. 
 - Witamy nową panią psycholog - uścisnęliśmy sobie dłonie - Widzę, że zdążyłaś poznać nasz największy problem. 
- Nie za bardzo rozumiem o co chodzi... - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. 
- Raczej o kogo. Thomas Morgenstern. Od upadku nie potrafi przełamać bariery psychicznej, zresztą sama za chwilę zobaczysz. 
 Gdy usiadł na belce, zacisnęłam kciuki, choć był to tylko trening. Dwa razy uderzył dłońmi w uda i odepchnął się od belki. Na progu wszystko wyglądało bardzo dobrze. Ba, przez głowę przemknęła mi nawet myśl, że Alexander po prostu za nim nie przepada i czepia się o najdrobniejsze szczegóły. Jednak to, co wydarzyło się później rozwiało moje wątpliwości. Morgi zdecydowanie skrócił skok, a później wylądował w rozpaczliwym stylu. Trener pokiwał tylko głową i zapisał coś w swoim granatowym notesie. 
 - Najgorsze jest to, że nie rozumiem dlaczego on to robi... - powiedział z rezygnacją - spróbujesz mu pomóc? 
- Oczywiście, że tak, ale skoro pracował z wykwalifikowanymi specjalistami, wątpie, że cokolwiek wskóram. 
- Czasami nie liczą się nawet te wszystkie tytuły przed nazwiskiem tylko podejście. Porozmawiasz z nim jutro?
Przytaknęłam, choć wiedziałam, że będzie to jedna z najdłuższych i najtrudniejszych rozmów w całym moim życiu. Zwłaszcza, że przy tym facecie serce biło mi tysiąc razy mocniej. Ogólnie rzecz biorąc, z większości skoków Pointer był zadowolony, co stanowiło dobry prognostyk przed Turniejem Czterech Skoczni. Odwołano drugą serię treningową z powodu co raz silniejszych podmuchów wiatru. 
Po zakończeniu ćwiczeń, udałam się wraz z członkami sztabu, by podpisać jakieś dokumenty, dzięki którym będę mogła jeździć na konkursy Pucharu Świata. Kiedy w końcu uporałam się ze stosem papierków, mogłam w spokoju dołączyć do Schlieriego, który czekał w samochodzie już od dobrych dwudziestu minut. Gdy podzieliłam się z nim swoimi planami na wieczór, nie pałał zbytnim zachwytem. Ba, gdyby tylko mógł, z pewnością nie puściłby mnie na imprezę Morgiego. Przez całą drogę słuchaliśmy muzyki. Minęło już piętnaście minut, a Gregor jechał dosyć szybko, więc na horyzoncie już dawno powinien pojawić się dom Schlierenzauerów. Zamiast miejskiego zgiełku, ze wszystkich stron otaczał nas krajobraz zaśnieżonych pól:
- Jesteśmy na miejscu - zaparkował auto przy jakiejś leśnej drużce i wyciągnął ze schowka aparat.
- Ale jak to?!
 - Zapraszam na sesję - uśmiechnięty blondyn szperał w ustawieniach lustrzanki i chyba czekał na moją reakcję - No nie mów, że jest ci zimno. 
- Przecież jestem gotowa - zdjęłam kurtkę i również oparłam się o karoserię samochodu. Pogoda w miarę dopisywała. Może ujemna temperatura i mróz szczypiący w policzki były trochę dokuczliwe, ale słońce chyba nie miało zamiaru chować się za chmurami. Po jakimś czasie znaleźliśmy idealne miejsce. Nie musiał długo mnie namawiać. Chętnie pozowałam na tle zaśnieżonych Alp. Byłam w swoim żywiole, a Gregor wymyślał co raz to kolejne pozy. Może nawet przez chwilkę pożałowałam, że nigdy na poważnie nie myślałam o modelingu. Przed obiektywem skoczka czułam się tak swobodnie jak nigdy wcześniej. Nie przeszkadzał mi nawet chłodny wiatr, choć miałam na sobie jedynie cienki sweterek. Najlepsze w tym wszystkim było to, że ani przez moment nie myślałam o Freitagu. Podobno szczęśliwi czasu nie liczą, a tak właśnie było w naszym przypadku. Był środek zimy, więc już pół godziny przed szesnastą zaczęło się ściemniać. 
- Modelka byłaby z ciebie idealna - stwierdził, gdy z powrotem wsiadaliśmy do auta. 
- Bez przesady. Praca z tak utalentowanym fotografem to sama przyjemność - zaczęłam się śmiać. 
Nagle z kieszeni wypadła mi komórka i wylądowała między dwoma siedzeniami. Schyliliśmy się w tym samym momencie, a nasze twarze znalazły się w niebezpiecznej odległości. Oo, ouu... Czerwone światło. Brązowe oczy były zdecydowanie zbyt blisko, w pewnym momencie słyszałam jego nierówny oddech. Na szczęście, w odpowiednim momencie sięgnęłam po telefon, na którego wyświetlaczu pojawiła się godzina.
- Mam! - wykrzyknęłam - Musimy się spieszyć, bo nie zdążę na imieniny Thomasa.  
~*~
Witajcie! :) 
Komentarzy z każdym nowym rozdziałem jest co raz mniej :/
Jeśli spodziewałyście się czegoś lepszego, to pozostaje mi tylko przeprosić ;_;
Zazdroszczę tym, którzy zaczynają ferie, bo ja już jutro idę do szkoły :<
Jedyny plus, że w tym tygodniu zaczynają się Igrzyska.
Pozdrawiam! <3
Czytasz? = Komentuj :)