sobota, 6 września 2014

Rozdział 11. 'Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości.'

Nie mogłam uwierzyć, że Kristina, która jeszcze niespełna dwie godziny temu czule całowała Thomasa, teraz tonęła w objęciach Wanka. Chłód powoli przenikał moje ciało, więc wróciłam do pomieszczenia. Nie byłam pewna, czy powinnam powiedzieć Morgiemu o całym zajściu. Nie potrafiłam trzeźwo myśleć. Mimo, że spędziłam na dworze ponad piętnaście minut, wciąż trapiły mnie zawroty głowy. Kiedy weszłam do pomieszczenia, muzyka jakby zanikała, a tańczące postacie stawały się niewyraźne. Chyba ktoś o coś zapytał, ale w tej chwili nie mogłam zrozumieć sensu wypowiedzi. Jakimś cudem, udało mi się trafić na korytarz. Usiadłam pod ścianą, żałując swojej bezmyślnej decyzji. Chciałam odnaleźć Manuela, ale upojony alkoholem na pewno nie pomógłby mi w pokonaniu schodów.
- Jeju, Nikki! Wszędzie cię szukam! - nie miałam siły podnieść opartej na kolanach głowy.
- Przepraszam... - znowu przez moją głupotę, Gregor miał problemy.
- Zabije Freitaga jak tylko go spotkam, miał cie pilnować!
- Przecież nic się nie stało - powiedziałam na w pół śpiąco.
- Ale mogło się stać... - szepnął Schlieri i delikatnie dotknął ustami mojego czoła.
Niemal w mgnieniu oka, znaleźliśmy się na górze. Runęłam na łóżko, które z pewnością nie było moje. Połknęłam dwie tabletki, które mi podał i marzyłam jedynie o śnie. Na szczęście nie męczył mnie mierzeniem temperatury. Z resztą chyba sam obawiał się wyniku pomiaru. Położył się tuż obok. Ostatni raz tego wieczoru, poczułam zapach jego mocnych perfum i odpłynęłam do Krainy Morfeusza.
Kiedy się obudziłam, zegarek na ścianie wskazywał kwadrans po ósmej. Obok leżał nakryty kołdrą po czubek głowy Gregor, a na drugim posłaniu smacznie chrapał Haybock. Na skrawku papieru zostawiłam krótką wiadomość i wróciłam do swojego pokoju. Gdy zobaczyłam Thomasa, uderzyła we mnie fala wspomnień wczorajszej nocy. Spokojnie spał, nieświadomy całej prawdy o jego dziewczynie. Stwierdziłam, że powinien dowiedzieć o wszystkim, ale nie wcześniej niż po zakończeniem Turnieju Czterech Skoczni. To wybiłoby go tylko z rytmu. Odświeżyłam się pod prysznicem i od razu poczułam się znacznie lepiej. Po dopięciu ostatniej walizki, wyciągnęłam z torebki odtwarzacz mp4, wetknęłam słuchawki do uszu i zagłębiałam się w słowach Rihanny. Co jakiś czas, ukradkiem zerkałam w kierunku Morgensterna. Miałam tylko nadzieję, że ta zołza dziś tu nie przyjdzie. Robiło mi się niedobrze na samą myśl o niej, więc wolałam nie wyobrażać sobie, co byłoby gdyby stanęła teraz przede mną. Ponownie skierowałam wzrok na Morgiego. Siedział na skraju łóżka, badawczo mi się przyglądając.
- Nie wróciłaś na noc, martwiłem się...
Czułam, że jego przenikliwie niebieskie oczy, widzą wszystko, co znajdowało się wewnątrz mnie. Nie miałam odwagi, by w nie spojrzeć. Miał rację, byłam gówniarą, która kompletnie nie wiedziała, czym jest miłość. 
- Przepraszam. Ogólnie za wszystko, chyba nieźle ci namieszałam - powiedziałam w przypływie emocji. 
- Nicole, - nie lubiłam, gdy zwracał się do mnie pełnym imieniem - jesteś świetną dziewczyną i mam nadzieję, że spotkasz kiedy kogoś takiego, kim dla mnie jest Kristina. 
- Mam nadzieję - wysiliłam się na nieszczery uśmiech - Moglibyśmy czasem spotkać się, pogadać? - zapytałam niewinnie.
- Pewnie, że tak. Przyjaciele? - podał mi dłoń.
Nawet nie wiedział, jaką trudność sprawiło mi wyciągnięcie w jego kierunku mojej ręki.  Wystarczyło na niego spojrzeć, był cholernie szczęśliwy. Nie byłam mu do tego szczęścia potrzebna. Nareszcie zrozumiałam, że nie jest facetem dla mnie. Zagryzłam dolną wargę, by zahamować łzy, które nieuchronnie cisnęły się do oczu.
- Przyjaciele... - szepnęłam i opuściłam wspólne lokum.
Po śniadaniu, każdy zniósł swoje walizki na dół i wpakowaliśmy się do autobusu. Podróż upłynęła w całkiem przyjemnej atmosferze. Wszyscy mieli nadzieję, że Morgi potwierdzi wspaniałą dyspozycję również podczas austriackiej części Turnieju Czterech Skoczni. Nasze relacje uległy wyraźnemu polepszeniu, w autobusie wymieniliśmy nawet kilka zdań. Za to, co raz lepiej czułam się w towarzystwie Gregora. Mogłam nawet zaryzykować stwierdzeniem, że wcześniej Thomas mi go trochę przysłaniał. W drodze powrotnej, oglądaliśmy zdjęcia. Kiedy trafiliśmy na folder z fotografiami, do których pozowałam, Manuel stwierdził, że to jedyne, które udały się Schlieriemu. Przed 11 byliśmy już w domu. Prawdopodobnie, wieczorem mieliśmy ponownie znaleźć się na skoczni. Organizatorzy planowali przełożenie kwalifikacji na dzisiejszy dzień z powodu złych prognoz pogodowych na jutro. W korytarzy zostaliśmy ciepło przywitani przez Angelikę i Paula. Claudia również nie kazała na siebie zbyt długo czekać. Doskonale wiedziałam, jakie pytanie zada jako pierwsze.
- I jak z Thomasem?! - zapytała uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Jesteśmy przyjaciółmi - odparłam beznamiętnym tonem.
- Przyjaciółmi?! Co ty mówisz? -blondynka złapała się za głowę.
- Zeszli się. Szkoda tylko, że ona go zdradza.
Clau jeszcze szerzej otworzyła usta ze zdziwienia, więc streściłam jej cały wyjazd. Oczywiście pomijając drobne epizody z Gregorem w roli głównej. Nie chciałam, żeby o cokolwiek nas podejrzewała. W opisie nie mogło zabraknąć Michaela, który liczył się chyba najbardziej. Nie mogłam pominąć najdrobniejszych szczegółów, jak choćby to, w co ubrany był na bankiecie. Gdy miałam nadzieję, że blondynka wyczerpała swój limit pytań, zadała ostatnie. Najtrudniejsze: I co teraz? Szkoda, że nie potrafiłam udzielić na nie odpowiedzi. Nawet nie wiedziała, jak bardzo wyjazd tutaj, zmienił moje życie. Najgorsze było przeczucie, że to dopiero początek tych zmian. W pomieszczeniu zapanowała cisza, której moja towarzyszka nienawidziła. Szybko skierowała rozmowę na inne tory i już po chwili zagłębiałyśmy się w świecie kobiecych pismaków. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka, wydobywający się z mojego telefonu. Spodziewałam się, któregoś ze skoczków, a napis na wyświetlaczu totalnie mnie zaskoczył. Co ojciec mógł ode mnie chcieć?
- Cześć córeczko, wszystko w porządku? - zapytał z roztargnieniem.
- Nagle zacząłeś się o mnie martwić? - rzuciłam z wyrzutem do słuchawki.
- Słuchaj uważnie... Zostajesz w austriackiej kadrze do konkursów w Zakopanem, potem wracasz do domu.
- Pogięło cię? Wszystko jest już ustalone i na razie nigdzie się nie wybieram!
- W tej sprawie nie masz nic do gadania.
- Mam, nawet więcej niż myślisz! - zdenerwowana nacisnęłam  na czerwoną słuchawkę.Usłyszałam głos Gregora, więc zbiegłam na dół. Dzięki temu, uniknęłam tłumaczenia, dlaczego krzyczałam do słuchawki. Kiedy okazało się, że za chwilę będzie podawany obiad, na dole znalazła się również Clau. Szturchnęła mnie pod stołem, jednoznacznie patrząc na telefon, znajdujący się w mojej kieszeni. Zignorowałam to i kontynuowałam rozmowę z jej mamą, która wychwalała umiejętności kulinarne swojego syna. Musiałam się z nią zgodzić. Pieczeń, którą przygotował smakowała wspaniale. Chyba powinnam zacząć biegać, by zrzucić kilogramy, które tu nadrobiłam. Schlieri zaprosił mnie na wieczorny spacer, na co jego siostra zareagowała z dezaprobatą. Stwierdziła, że miała inne plany wobec mnie, ale tym razem pójdzie mu na ręke. Na szczęście, opcja rozegrania kwalifikacji dzisiaj, spaliła na panewce. Na dworze było niemiłosiernie zimno, więc wolałam spędzić po południe grzejąc się przed kominkiem. Wzięłyśmy do salonu koce i wygodnie usadowiłyśmy się w fotelach. Oglądałyśmy jakieś ckliwe romansidło. Podczas półtorejgodzinnego seansu, ani razu nie widziałam Schlierenzauera, co było conajmniej dziwne. Weszłam na piętro, pod pretekstem sprawdzenia czegoś w walizce. Zapukałam do drzwi skoczka, ale tam również go nie było. Wysłałam smsa. Kiedy okazało się, że jest w hotelu, w Innsbrucku, trochę się zdziwiłam. Mieliśmy zameldować się w nim dopiero jutro rano. Powoli zaczynałam łączyć wątki. Telefon ojca, nagła nieobecność Gregora... Trochę zaniepokojona, wróciłam do Claudii.
                                                               

 ~*~
 ~Gregor
Pokonywałem ulice Innsbrucka niemal z prędkością światła. Freitag miał nowe, arcyważne wiadomości. Odkąd mianowałem go szpiegiem naszej całej akcji, chodził za Schusterem niczym cień. Miał wyjść przed hotel, aby przypadkiem nikt nie podsłuchał naszej rozmowy. Czekałem na parkingu, aż brunet wsiądzie do mojego auta.
-Nareszcie jesteś... - nie ukrywałem zdenerwowania.
- Sorry, ale ci debile stwierdzili, że uciekam, bo mam słabe karty i nie chcieli mnie wypuścić - tłumaczył zasapany.
- Mów, co wiesz.
Niemiec głośno nabrał powietrza i zaczął opowiadać.
- Kiedy Schuster wybiegł nagle z jadali, stwierdziłem, że coś jest na rzeczy. Zasunąłem swoje krzesło i powoli poszedłem za nim. Tak jak sądziłem, znalazł się w pokoju Hofera. Szeptali, więc na początku nic nie słyszałem. Udało się dopiero, kiedy Werner podniósł głos. Coś się stało i zmienili plany. Chcą z nią skończyć w Wiśle…
- Fuck -zakląłem pod nosem, bo nic lepszego nie przychodziło mi w tym momencie na myśl...



~*~
Kiedy opuściliśmy dom, powoli zaczynałam żałować swojej decyzji. Było okropnie zimno, a siarczysty mróz szczypał w policzki. Dopiero po przejściu kilkunastu metrów, zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą rękawiczek. Szliśmy bez słowa, oboje zadumani.  Rozciągające się w oddali malownicze Alpy, sprawiły, że z łatwością zapomniałam o doskwierającym zimnie. W pewnym momencie, cisza powoli zaczęła mnie denerwować. Stwierdziłam, że to odpowiedni moment, by się odezwać.
- Wspaniałe miejsce. Chciałabym zamieszkać tu na stałe - powiedziałam nie do końca świadoma swoich słów.
- Możesz wprowadzić się nawet do mojego pokoju - roześmiał się, a z jego ust wypłynęła para - A teraz na poważnie... Jak ci się podoba w kadrze?
- Jest naprawdę super! - odpowiedziałam zgodnie z prawdą - Nie sądziłam, że tak szybko się zaaklimatyzuję.
- W takim razie bardzo się cieszę. A gdzie twoje rękawiczki?! - dotknął mojej lodowatej dłoni i już nie puścił.
Wtuliłam się w niego i spacerowaliśmy uliczkami Fulpmes, niczym zakochana pary. Na małym rynku nie dostrzegliśmy ani żywej duszy, nawet samochody przejeżdżały sporadycznie. Woleliśmy nie siadać na skutych lodem ławeczkach, więc wciąż maszerowaliśmy przed siebie. W pewnym momencie skręciliśmy w nieoświetloną, leśną drużkę.
- Jest już ciemno, prowadzisz mnie do jakiegoś lasu... Mam się bać? - zapytałam tonem pełnym udawanej powagi.
- Psujesz nastrój - choć panowała ciemność, wiedziałam, że się uśmiechnął - Chcę ci tylko coś pokazać.
Objął mnie w pasie jeszcze mocniej i we dwoje pokonywaliśmy ogromne śnieżne zaspy. Byłam kompletnie zdezorientowana, ale równocześnie cholernie ciekawa. Po kilku minutach,z wysokich iglaków wyłoniła się niewielka konstrukcja, która okazała się skocznią. Sople lodu zwisające po bokach torów najazdowych, sprawiały, że wyglądała tak niezwykle, bajkowo...
- Tutaj zaczynałem - Gregor dumnie spoglądał na stary obiekt.
- Wejdziemy tam na górę? - pokazałam palcem na belkę startową największej skoczni, której punkt konstrukcyjny wynosił maksymalnie trzydzieści parę metrów.
- Oczywiście!
Mimo, że nie znajdowaliśmy się na jakiejś większej wysokości, widok był wspaniały. Siedzieliśmy na kawałku spróchniałego drewna, który w każdej chwili mógł się złamać. Jednak teraz żadne z nas się tym nie przejmowało. Wewnątrz, byłam jakoś dziwnie szczęśliwa. Czy powodem tego szczęścia był facet siedzący tuż obok?
- Nie wyobrażam sobie, że mógłbym cię teraz stracić... - wyszeptał mi do ucha.
- Przez najbliższy czas nigdzie się nie wybieram - uśmiechnęłam się najładniej, jak tylko potrafiłam.
- Obiecaj, że będziesz na siebie uważać - powiedział z nutką nerwowości.
- Obiecuję.
Kiedy odwróciłam się w jego stronę, nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry. Każda sekunda stawała się godziną. Ucichł nawet wiatr. Po chwili, nasze usta znalazły się jeszcze bliżej siebie. Teraz już nic się nie liczyło. Chciałam tylko, by ta chwila trwała wiecznie...
 __________________________________________________________
Przesłodziłam... Wiem, przepraszam :D Do końca jeszcze 3/4 rozdziały + epilog. A na początek listopada, szykuję coś nowego. I tutaj wybór należy do Was. Po lewej stronie znajduję się ankieta, odnośnie wyboru bohaterów. Byłoby miło, gdybyście zagłosowały. 
Pozdrawiam i do następnego! <3