sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 10. 'Zazdrość to cień miłości. Im większa miłość, tym dłuższy cień.'

~Richard
Mój drugi skok wołał o pomstę do nieba, więc nawet nie chciało mi się czekać na końcowy rezultat. Dobrze, że widział go tylko zastępca trenera. Werner podobno musiał zostać w hotelu i obgadać ważne sprawy z Hoferem, którego również brakowało na terenie skoczni. Korzystając z chwili wolnego czasu, stwierdziłem, że pójdę zobaczyć, jak czuje się Nikki. Mimo, że od dłuższego czasu nie jesteśmy razem, wciąż nie jest mi obojętna. Jednak najpierw postanowiłem wstąpić do swojego pokoju. Moją uwagę przykuła niespokojna rozmowa dobiegająca z pokoju Schustera.
 - Musimy pozbyć się jej jak najszybciej! Niech zobaczy, na co nas stać! - wrzeszczał mój rodak. 
 - Spokojnie, przyjacielu. Wszystko przebiega zgodnie z planem. 
 - A co jeśli Muller zdąży ją wycofać? 
- Masz rację. Sprzątniemy dziewczynę w Sapporo. Tam z pewnością zabraknie jej anioła stróża Schlierenzauera.
 - Uciekam do swoich. A pojutrze w Innsbrucku oboje przypadkiem zachorujemy i obgadamy resztę spraw. 
- Tak, lepiej, żeby nikt nie słyszał. Do zobaczenia. 
Ktoś dotknął klamki, czym wyrwał mnie z chwilowego osłupienia. Czułem się jak aktor grający w filmie kryminalnym. Schowałem się za ścianą, modląc się w duchu, by szkoleniowiec wybrał inną drogę. Słowa, które przed chwilą usłyszałem wciąż do mnie nie dochodziły. Powoli kojarzyłem fakty. Morderstwo na tle skoków narciarskich? Przecież nie ma szans na upozorowanie zbrodni. Austriacy w końcu zaczną się martwić. Jedyną racjonalną rzeczą, którą mogłem teraz zrobić było uprzedzenie Gregora. Pobiegłem schodami, niemal potrącając sprzątaczkę z górą poskładanych prześcieradeł. Nie było go w pokoju, więc nie trudno było się domyślić, gdzie aktualnie przebywa. Zapukałem, a po usłyszeniu cichego "proszę", wparowałem do środka. Poczułem ukłucie zazdrości, gdy zobaczyłem Nikki, śpiącą na jego ramieniu. Skarciłem się w myślach. Przecież nie mogę zachowywać się jak rozhuśtany emocjonalnie nastolatek, w grę wchodziło bezpieczeństwo Nicole. 
 - Schlieri, musimy lecieć do Sapporo!
 - Alex już postanowił, że kadra A zostaje i trenuje na Bergisel. 
 - W grę wchodzi jej bezpieczeństwo - spojrzałem ponownie na śpiącą brunetkę. 
 - Czego ty się naćpałeś, człowieku?! 
Opowiedziałem mu pokrótce o wszystkim, a on co raz to bardziej rozdziawiał japę ze zdziwienia. Zareagował w ten sposób, którego najbardziej się obawiałem. Spanikował i od razu chciał lecieć na policję. Chyba ostatnio był taki przerażony, kiedy przed samym startem rozwalił mu się kombinezon. Byłem zdziwiony, że ta sprawa w ogóle go obchodziła. Zazwyczaj mało przejmował się innymi. 
 - Pointner mnie zabije, ale masz rację. Musimy tam być. 
- Ta szuja Schuster bierze w tym udział, więc my na pewno pojedziemy. 
- A co z Nicole? 
- Im mniej wie, tym lepiej śpi. Po prostu trzeba jej lepiej pilnować. Nie wypuszczać na samotne spacery itp. itd. 
- Zaopiekuje się nią. Potem trzeba będzie przekazać pałeczkę Morgensternowi, bo to z nim będzie mieszkać. 
- Pogadamy innym razem, w bardziej ustronnym miejscu. Trzymaj się. 
Opuściłem pokój oznaczony numerem 234 i udałem się korytarzem w kierunku windy. Wciąż towarzyszyło mi to dziwne uczucie. Czy wciąż byłem zazdrosny o Nicole? Z jednej strony ta cholerna chęć popatrzenia na nią. Z drugiej strony Gregor... Szlag mnie trafiał, kiedy tak leżała na jego klacie, a on podczas rozmowy raz po raz dotykał opuszkami palców jej jedwabistych włosów. Byłem kompletnie zdezorientowany. Chciałem tylko, żeby była szczęśliwa. 

~Nicole
Na dworze robiło się co raz ciemniej, więc konkurs musiał się już skończyć. Nie potrafiłam powiedzieć, ile spałam. Wiedziałam tylko, że obok brakuje Schlieriego. Musiał pójść niedawno, bo fragment posłania, który zajmował, był jeszcze ciepły. Otworzyłam oczy trochę szerzej i na równoległym łóżku zobaczyłam Morgensterna. Wyglądał na szczęśliwego. Chyba zauważył, że się obudziłam. 
- Trochę lepiej ? - zapytał z troską. 
- Tak, zdecydowanie. A jak na skoczni? 
- Znów pierwszy. Zapomniałem już, jakie to wspaniałe uczucie być na samym szczycie. 
- Gratulacje - uśmiechnęłam się sama do siebie. 
Byłam z niego cholernie dumna. I nie obchodziło mnie, że ta pusta blondynka też. Życzyłam mu zwycięstwa z całego serca. 
- Dzięki. A może teraz powiesz mi, co było powodem twojego idiotycznego zachowania. 
Miałam nadzieję, że szybko o tym zapomnę. Ale po co?! Przecież Królewicz Morgenstern musi wszystkiego dociekać. Byłam zła, cholernie. 
- Domyśl się - rzuciłam niby obojętnie. 
- Chodzi o Kristinę, prawda? 
Kiwnęłam głową, patrząc w kierunku przeciwległej ściany. W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Nie przeszkadzała mi w najmniejszym stopniu, ale jemu wyraźnie ciążyła. Otwierał usta, by potem ponownie je zamknąć. Tak jakby nie potrafił dobrać odpowiednich słów. Pierwszy raz dostrzegłam na jego twarzy kompletną pustkę i zakłopotanie. 
- Nikki, ja... Przepraszam - wydukał - Nie chciałem, żeby tak wyszło. 
Nie wymagał od niego jakiejkolwiek odpowiedzi, a już na pewno przeprosin. Nie wiedziałam, co powinnam w danej sytuacji zrobić. "Spoko, nic się nie stało."? Może rzeczywiście przesadzałam, ale czułam, że cholernie mnie zranił. Teraz, ulotne, szczęśliwe chwile spędzone w jego towarzystwie, wydawały mi się odległe. Czasem zastanawiałam się nawet czy, aby na pewno nie były wytworem mojej wybujałej wyobraźni. Pukanie, które rozległo się w pomieszczeniu, wyrwało mnie z zamyślenia. Kiedy w progu, stanęła Kristina, stwierdziłam, że to odpowiednia pora na ewakuację. Oznajmiłam tylko cicho, że zostawię ich samych i ominęłam w drzwiach blondynkę, która nie szczędziła kąśliwej uwagi pod moim adresem. Minęłam ją bez słowa, by wyjść z sytuacji z twarzą. Bez zastanowienia, podążyłam do pokoju dzielonego przez Gregora i Michaela.
- Cześć, przeszkadzam? - zapytałam z nadzieją uzyskania przeczącej odpowiedzi.
- Ty? Nigdy! Wchodź - Schlieri odłożył na półkę aparat.
Albo ja byłam przewrażliwiona, albo jego radość była totalnie sztuczna. Lustrował mnie wzrokiem, ale doskonale wiedziałam, że myśli skoczka są zupełnie gdzie indziej. Nie wyglądał nawet na tak zmartwionego, kiedy wrócił ze skoczni.
- Coś nie tak? - zapytałam z lekkim przestrachem.
- Myślałem, że go rzuciłaś. Dziwnie się zachowuje, odkąd od ciebie wrócił - wtrącił się Hayboeck, który po chwili wrócił do ekranu swojego telefonu.
Nie miałam ochoty na tłumaczenie mu, że nie jesteśmy razem. Do Schlierenzauera chyba nie doszły nawet słowa kolegi. Nastrój panujący w lokum członków Teamu, powoli mnie dobijał. Na szczęście pozostał mi jeszcze Manuel. Już miałam wychodzić, kiedy moja ostatnia deska ratunku wparowała do pomieszczenia. Jak zwykle bez pukania, jak zwykle chaotycznie. 
- W związku z tym, że większość ekip wyjeżdża dopiero jutro, w sali na dole, organizują mały bankiet. - powtórzył pod nosem całą kwestię, by upewnić się, czy w jego wypowiedź na pewno nie wdarł się żaden błąd.
 - To świetnie, bo powoli robi się nudno - powiedziałam, zerkając jednoznacznie w kierunku Gregora.
- W końcu będzie z kim zatańczyć. To coroczne "gej party" też powoli zaczyna mi się nudzić - Fetti wybuchnął śmiechem.
- Nikki nigdzie nie idzie. Rano miała jeszcze wysoką gorączkę - troska Gregora była dla mnie zrozumiała, ale raczej niepotrzebna, bo czułam się znacznie lepiej.
- W takim razie zapraszam do mnie. Wziąłem swoje ziółka lecznicze - powiedział poruszając brwiami, z wymalowanym na twarzy zawadiackim uśmiechem.
- Wsadź sobie te ziółka w cztery litery. Podczas, gdy my męczyliśmy się w hotelu z ich skutkami ubocznymi, ty zająłeś w Oslo drugie miejsce.
- Lata praktyki, moi drodzy. 
Zniknął tak szybko, jak się pojawił. Być może było to spowodowane poduszką, którą Michi próbował targnąć się na jego życie. Zabrałam blondynowi mięciutki jasiek i rzuciłam nim w Schlieriego. Skoczek chyba pierwszy raz szczerze się roześmiał, odkąd tu przyszłam. Wyciągnęłam z pod łóżka piłkę do siatkówki i bezmyślnie rzuciłam nią w przyjaciela. Na ratunek wciągniętego w symulator skoków Hayboecka nie miałam, co liczyć, więc pozostała mi tylko ucieczka. Z krzykiem wybiegłam na korytarz. Moje umiejętności atletyczne wołały o pomstę do nieba, więc już po chwili ponownie znalazłam się w pokoju za sprawą Schlierenzauera, który dosłownie mnie przez siebie przerzucił. Kościste, wbijające się w brzuch ramiona i wiszenie twarzą obok jego tyłka, było naprawdę wspaniałym doświadczeniem. Podziękowałam w duchu, gdy w końcu wylądowałam na łóżku. Zachodziłam się od śmiechu i czułam jak moja chrypa powoli powraca. Michi obserwował nas z dezabrowatą i łatwo zauważalnym znudzeniem. Ostatnimi czasy nie wywierał na mnie zbyt dobrego wrażenia. Nie wiedziałam, co Claudia w nim widzi. Oprócz ładnej buźki i rozwianej blond czupryny, nie było w nim nic, co mogłoby przykuć moją uwagę. Kiedy zegarek na ścianie wybił osiemnastą, stwierdziłam, że powinnam wrócić do siebie. Gregor jeszcze przez jakiś czas, nakłaniał mnie do zmiany decyzji. Nie miał najmniejszej ochoty na wyjście i nawet nie chciał słyszeć, że będę tam przecież z innymi skoczkami. Wyjął z kieszeni swojego smartphona, wystukał coś na klawiaturze i ponownie go odłożył. Kiedy telefon zawibrował, odczytał smsa i bez problemu pozwolił mi iść do pokoju, by przygotować się na bankiet. To wszystko było conajmniej dziwne, ale wolałam nie szukać podtekstów. Weszłam do pokoju, uprzednio nie pukając. Po zobaczeniu całujących się Thomasa i Kristiny, szybko pożałowałam swojej decyzji. Przełknęłam ślinę, rzuciłam krótkie "sorry" i skierowałam się ku łazience.
- Thommi, chooodź. Tak dawno nie tańczyliśmy - mówiła błagalnym tonem blondynka.
- Naprawdę nie mam dzisiaj siły. Przepraszam, kochanie - skrzywiłam się na dźwięk cmoknięcia
- Ehh, wygląda na to, że będę bawić się sama - zrezygnowana opuściła nasze tymczasowe lokum, czym wyraźnie mnie ucieszyła.
Nie uniknęłam spojrzenia w lustro, czym tylko się zdołowałam. O ile niedoskonałości mogłam przysłonić pudrem, o tyle nieustannie łzawiące od kataru oczy okazały się większą udręką. Zrobiłam lekki makijaż, rozczesałam włosy i wyglądałam troszkę lepiej niż wcześniej. Wyjęłam z szafy granatową kieckę i ignorując spojrzenie Morgensterna, wróciłam do łazienki. Ledwie zapięłam zamek, a w pomieszczeniu rozległo się pukanie. Byłam conajmniej zdzwiona, kiedy w progu stanął Richard.
- Gotowa? Pięknie wyglądasz - uśmiechnął się i podał mi dłoń.
Przez chwilę martwiłam się, że mam zaniki pamięci. Kompletnie nie przypominałam sobie, żebym z kimkolwiek się umawiała. Kiedy szliśmy korytarzem, doszłam do wniosku, że wszystko robi się co raz bardziej podejrzane.
- Czyli to do ciebie, Gregor napisał smsa, prawda?
- Jakiego smsa? O niczym nie wiem - aktorstwo nigdy nie było jego mocną stroną.
- Nie kłam... Czy ktoś wreszcie wytłumaczy mi, o co w tym wszystkim chodzi?! - chyba niepotrzebnie podniosłam głos.
- Nikki, o czym ty mówisz do jasnej cholery?
- W takim razie, dobranoc - przyspieszyłam, a zdezorientowany brunet stanął w miejscu.
Na sali, zastałam na szczęście Manuela. Zresztą nie byłby sobą, gdyby opuścił jakąś imprezę. Zapoznał mnie z dwójką Norwegów, którzy okazali się mega sympatyczni. Z Tomem Hilde przetańczyłam chyba połowę wieczoru. W pewnym momencie poczułam się trochę gorzej, więc przeprosiłam blondyna, ubrałam bolerko i wyszłam na taras. Tuż przy balustradzie obściskiwała się jakaś para. Ponownie zrobiło mi się ciemno przed oczami, więc usiadłam na krześle, które znajdowało się niedaleko nich. Kiedy zdecydowałam się na powrót do pokoju, w celu zmierzenia gorączki, na wcześniej wspomnianą parę mignęła fala światła. Nie mogłam uwierzyć, w to, co zobaczyłam...

~*~
Miłego, ostatniego tygodnia wakacji! <3
Nowy postaram się dodać jeszcze przed powrotem do szkoły, ale nic nie obiecuję. :)

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 9. 'Miłość bez wza­jem­ności zaw­sze jest najsilniejsza.'

- Richi, przecież to twoja Nicole! - usłyszałam czyjś stłumiony głos. 
 Był znajomy, ale jakby dochodzący z oddali. Nie mogłam zidentyfikować do kogo należy. Miałam zbyt ciężkie powieki, by je podnieść. Czułam w skroniach pulsujący ból, który nie dawał za wygraną. Chyba pierwszy raz było mi tak cholernie zimno. Nie czułam stóp, ani dłoni. 
 - Leć do Morgensterna i powiedz, że ją znaleźliśmy. 
Po rozpoznaniu głosu Freitaga, z trudem otworzyłam oczy. Zdejmował właśnie żółtą kurtkę, charakterystyczną dla Niemieckiego Teamu. Okrył mnie nią, ale nie miałam nawet sił, by podziękować. Usiadł obok i przytulił jak za starych, dobrych czasów. Ciepło jego ciała, powoli przenikało do mojego. 
 - Dobrze, że nie wypiłaś zbyt dużo tego cholerstwa - skrzywił się i wyrzucił butelkę - Tylko powiedz mi jedno: Co ty tu robisz? 
Ponownie przymknęłam oczy, a Richard delikatnie potrząsnął moim ciałem. Tak, jak gdyby było zupełnie bezwładne. Powoli wszystko sobie przypominałam. Doskonale wiedziałam, jak i dlaczego się tu znalazłam, ale stwierdziłam, że lepiej będzie jeśli nikt się o tym nie dowie. Po chwili, usłyszałam czyjeś kroki. Zza rogu kamienicy, wyłonili się Gregor i Thomas. 
- Nikki! - ten pierwszy podbiegł i spontanicznie uwiesił ręce na mojej szyi - Martwiłem się. 
- Trener wie? - zdołałam wydukać totalnie zachrypnięta. - 
- Wiemy tylko my - zapewnił Morgi. 
Schlierenzauer objął mnie jeszcze mocniej i delikatnie uniósł do góry. Poczułam dotyk ust skoczka na swoim czole. 
- Jesteś rozpalona. Wracamy do hotelu. 
 - Wezmę ją, oboje wiemy, że jestem silniejszy - zaoferował się Thomas. 
 - Poradzę sobie - uciął Schlieri i poszedł przodem w kierunku naszego tymczasowego miejsca pobytu. Próbowali mnie zagadywać, nie pozwolili odpocząć. Myśleli, że jeśli zamknę oczy, już w ogóle się nie obudzę? Kupując Jacka Danielsa, nie miałam na myśli na pewno tego. Chciałam przynajmniej na jakiś czas odpocząć od tego wszystkiego. I chyba się udało - niestety, z konsekwencjami. Mimo, że ból nie ustępował i wciąż odczuwałam zimno, w ramionach skoczka czułam się lepiej, bezpieczniej. Po kilku minutach, dotarliśmy do hotelu. Zaraz po otwarciu drzwi, uderzyła w nas fala gorąca. Zmierzali po schodach, a Gregor wciąż mnie niósł. Obiecałam w duchu, że jeszcze kiedyś im się za to odwdzięczę. Dotarliśmy na wyznaczone piętro, a Morgenstern najciszej jak się dało, przekręcił kluczyk. Gdy starszy przeszukiwał apteczkę, młodszy szczelnie okrył mnie wełnianą kołdrą i oznajmił, że zejdzie do kuchni, by zaparzyć gorącą herbatę. Blondyn podał mi do ręki rtęciowy termometr, który znalazł w szafce. W oczekiwaniu na wynik pomiaru, czytał kolejne ulotki dołączone do leków. Tuż po powrocie Schlierenzauera, pokój wypełnił znajomy dźwięk. Wyjęłam aparaturę i zerknęłam na słupek rtęci.  
- 39.5°C, nie jest kolorowo - w wyrazie twarzy chłopaków, dostrzegłam troskę.
- Nie wiem, jak te leki zareagują z alkoholem, który masz we krwi, ale musimy czymś zbić temperaturę. 
Połknęłam dwie sporej wielkości tabletki, upiłam łyk gorącego napoju i ponownie ułożyłam głowę na poduszce. Przysłuchiwałam się ich rozmowie. 
- Idź do siebie, jutro konkurs, a jest już grubo po północy. 
- Zostaję tu na noc - warknął zaborczo Schlieri - Albo przynajmniej dopóki Nikki nie poczuje się lepiej. 
- Nic jej nie będzie, idź spać. 
- Mam pomysł. Ty połóż się na swoim łóżku, a ja obok niej. 
Morgi niechętnie przystał na pomysł 23-latka. Ten wyjął z kieszeni spodni redbulla i położył się tuż obok. Czułam jak wielokrotnie dotykał ustami mojego czoła, by sprawdzić czy wciąż jest takie gorące. Wyczerpana nadmiarem wrażeń, zasnęłam.
 ~*~
Kiedy zadzwonił budzik, na dworze było jeszcze szaro. 6.30. Równie dobrze moglibyśmy opuścić Obersdorf wczoraj wieczorem, ale poziom organizacji w kadrze był bliski zeru. Wzdrygnęłam się na wspomnienie minionej nocy, przy okazji szturchając Schlierenzauera, który leżał tuż obok. Mruknął coś pod nosem i odwrócił się w drugą stronę. Najwyraźniej nie miał ochoty jeszcze wstawać. Na dzisiejszy dzień zaplanowano kwalifikacje i noworoczny konkurs. Cała impreza miała rozpocząć się o 11, stąd tak wczesna pobudka. Korzystając z faktu, że skoczkowie jeszcze spali, wygramoliłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki. Im trzeźwiej myślałam, było mi coraz bardziej głupio z powodu mojej bezmyślności. Spojrzałam w lustro, wyglądałam fatalnie. Z popuchniętymi oczyma i niemal sinymi ustami, przypominałam potwora. Na dodatek, ledwo oddychałam przez zatkany katarem nos, a każde przełknięcie śliny powodowało ból gardła. No tak, konsekwencje głupoty. Doprowadziłam się do w miarę normalnego stanu i po kwadransie wróciłam do pokoju. Kołdra Thomasa leżała na podłodze, a mało brakowało, żeby on sam zleciał z łóżka. Polanie kubełkiem zimnej wody było trochę oklepane, a żaden inny pomysł nie przychodził mi do głowy, więc zebrałam w sobie wszystkie siły i...
 - Pobudka - wychrypiałam cicho, choć nie taki miałam zamiar - O szit, chyba tracę głos. 
 - Która godzina? - Śpiący Królewicz Morgenstern, przetarł zaspane oczy. 
- Pięć po siódmej - wydobyłam z siebie resztki dźwięku. 
- Chyba czeka cię wizyta u naszego kadrowego lekarza. Dzisiaj obejrzysz konkurs w telewizji, mała. Mała, mała, mała... Przepraszam, czy mogę go zabić? 
Chyba czytał mi w myślach i, by uchronić się przed utratą życia, zebrał swoje manatki i poszedł wziąć prysznic. Dopinałam walizki, gdy pomieszczenie wypełnił dźwięk dzwonka dochodzący z telefonu Morgiego. Był tak intensywny, że wybudził z głębokiego snu Gregora. Ba, wskrzesiłby nawet umarłego. 
- Wyłączcie to, błagam! - próbował się jak najdalej odsunąć, ale w efekcie uderzył głową o ścianę. Był o krok od szafki nocnej Thomasa, ale ten wyleciał nagle z łazienki. Z jego nagiego torsu, wciąż unosiła się para. Muskulatury mógł mu chyba pozazdrościć niejeden piłkarz. 
Dlaczego jesteś taki seksowny?
Chwycił iPhona i z powrotem wrócił do łazienki. Usłyszałam tylko "Hej kochanie", gdy zamykał drzwi, więc mogłam spokojnie domyślić się, kto dzwonił. Zostałam na chwilę sama, bo Schlieri wrócił do swojego tymczasowego lokum, by tam skorzystać z łazienki. Nie mogłam długo nacieszyć się spokojem. Po zaledwie dwudziestu minutach, był tu z powrotem. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Tuż za progiem, w kadrowej kurtce stał trener. 
- Nie wiem, co robiliście tu w nocy we trójkę, ale nie będę wnikał. Ruszcie się, bo autobus już czeka.
- Na pewno nie to, o czym myślisz - burknął półprzytomny Gregor. 
- Skąd wiesz, o czym myślę, Schlierenzauer? Po konkursie karne pięć kilometrów. 
 - O co te spiny? Jesteśmy już gotowi - wtrącił Thomas. 
- Morgenstern, potowarzyszysz mu. Skoro nie pozabijaliście się przez całą noc, mogę z czystym sumieniem przydzielić wam jedną karę. 
 Wolałam się nie odzywać, bo wieczorne bieganie jakoś mi się nie uśmiechało. Zabraliśmy walizki i posłusznie ruszyliśmy za Poitnerem. Mój kaszel i barwa głosu nie umknęły uwadze Alexa. Kolejny raz usłyszałam, że zostaję w hotelu. Thomas i Gregor wykorzystali dwugodzinną podróż na odpoczynek. Byłam zdana na towarzystwo Manuela, którego bardzo polubiłam. Potrafił znaleźć jakiś zabawny szczegół w najbardziej poważnej sytuacji. Nawet trener przymykał oko na jego wybryki. Nie byłam pewna, czy tak samo w stosunku do kolegi zachowa się Schlieri. Brunet włamał się na jego facebookowy profil i wrzucił kilka, kompromitujących zdjęć.
 ~*~
Tym razem przydzielanie pomieszczeń hotelowych nie przebiegło tak chaotycznie. Alex stwierdził, że dzielenie pokoju z Thomasem służy skoczkowi, więc ponownie ulokował nas razem. No właśnie... Komu służy, temu służy. Ledwie skończyliśmy się rozpakowywać, a do naszego pokoju wtargnął Schlierenzauer: 
- Nie chciałbyś się zamienić? - zapytał z cwanym uśmiechem. 
- Pfff, nie oddam ci mojego talizmanu! - krzyknął rozbawiony Morgenstern. 
- No weź... Hayboeck ślini się w nocy. Błagaaam - klęknął przed blondynem, co wyglądało dosyć komicznie. 
 - Weeejście smoka! - Manuel uderzył butem w niedomknięte drzwi i zauważył kolegów w dość dwuznacznej pozycji - Geje, przyjaźnie się z gejami! Będę miał koszmary, aaaa! 
Wybiegł na korytarz, z piskiem przebiegł z jednego końca na drugi i ponownie znalazł się wśród nas. - Trener powiedział, żeza10minutwychodzimy! - powiedział na jednym wydechu i pobiegł do windy. Chłopcy zebrali swoje manatki, a mi pozostało oglądanie konkursu w telewizji. Zażyłam leki, które przyniósł Gregor i nakryłam się wełnianą kołdrą. Nareszcie miałam chwilę dla siebie. Mogłam na spokojnie wszystko przemyśleć. Odkąd Morgi zaczął znów rozmawiać z Kristiną, praktycznie przestał się do mnie odzywać. Jedynym pozytywnym faktem było to, że zaczął naprawiać relacje ze Schlierim. Cholernie chciało mi się spać, ale nie mogłam opuścić pierwszej serii konkursu. Kiedy Richard pojawił się na belce, przypomniałam sobie jak jeszcze niedawno, czekałam na ten moment z utęsknieniem. Freitag skoczył dość dobrze. Po skoku Thomasa, nastąpiła zmiana lidera i utrzymywała się przez długi czas. Teraz, tylko Gregor, który miał ostatni numer startowy, mógł pokrzyżować mu plany. Warunki panujące na skoczni były fatalne. Kiedy Tepes zaświecił zielone światełko, z moich ust wypłynęło miliony przekleństw. Przy tak kołującym wietrze?! Zaraz po wyjściu z progu, dostał silny podmuch z lewej strony. Moje serce przestało chyba na moment bić. Schlieri opanował sytuację, ale poskutkowało to przyspieszonym lądowaniem. Zdenerwowany skoczek, w szybkim tempie odpiął narty i zniknął za bandami. W pewnym momencie, drgnęła klamka. Na Schlierenzauera było jeszcze za wcześnie, więc byłam kompletnie zdezorientowana. Drzwi się otworzyły, a w progu stanęła niska blondynka. 
- Co robisz w pokoju mojego narzeczonego, szmato?! - wrzeszczała tak głośno, że obudziłaby nawet Gregora. 
 - Nie przypominam sobie, żeby Ci się oświadczał. Po drugie, to także mój pokój - powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam. 
- Gdzie jest Thomas do jasnej cholery?! 
Ta głupia baba powoli zaczynała mnie denerwować. 
- Jest na skoczni, idiotko - nie chciałam używać brzydkich słów, ale powoli wyprowadzała mnie z równowagi - trwa konkurs. 
Zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Ledwie szczelnie okryłam się grubą kołdrą, a pukanie rozległo się ponownie. Tym razem był to Schlieri.
 - Mogę wejść? - zapytał nieśmiało, co kompletnie do niego nie pasowało. 
- No pewnie! Zdążyłeś na drugą serię, bo były jakieś opóźnienia. 
- A może obejrzymy coś innego? Wypożyczyłem filmy. 
Nie spodziewałam się po nim takiej postawy, ale przystałam na propozycję. Skoczek zahaczył najwyraźniej o sklep, bo kupił mnóstwo słodyczy. Nie miał problemów z wagą, więc mógł sobie na nie pozwolić. Gdy zajmował się przygotowaniem czekolady, starałam się rozgryźć odtwarzacz video, który znajdował się pod telewizorem. Rozłożyłam się na łóżku, a on wepchnął się tuż obok. Leki, które wzięłam na zbicie gorączki chyba powoli zaczynały działać, bo robiłam się co raz bardziej senna. Ułożyłam głowę na jego ramieniu i odpłynęłam do Krainy Morfeusza. 

~*~
Tak mi cholernie głupio, że nawet sobie nie wyobrażacie.
Przepraszam za tą okropnie długą przerwę ;/
W ogóle jest tu ktoś jeszcze?
Chyba czas trochę przyspieszyć akcję i w następnym parcie, wprowadzić wątek kryminalny. 
Do następnej notki! :*