Rzucone w powietrze kluczyki przejechały po blacie stołu, wywołując hałas. Nie pomyślałem, że mogłem obudzić Lilly. W ogóle nie myślałem. Dopiero, gdy odeszła,gdy nie odpowiedziała, zrozumiałem jak bardzo ją zraniłem. Chciałem, by ten dzień jak najszybciej się skończył. Położyłem się na kanapie i przymknąłem powieki. Mijały kolejne minuty, nawet tykanie zegara powoli zaczynało mnie irytować. Wyszedłem na balkon, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Objąłem się ramionami, by przynajmniej trochę uchronić się przed zimnymi szturchnięciami północnego wiatru. Oparty o balustradę, po raz setny w ciągu godziny, próbowałem uzmysłowić sobie, na czym polega mój problem. Ona. Wszystkie tropy zmierzały właśnie w tym kierunku. Akurat, kiedy od nowa zacząłem układać sobie życie, wymyślać jakiś sensowny scenariusz, pojawiła się i wszystko wywróciła do góry nogami. Z początku niepozornie. Chwila zastanowienia, kim jest ta uśmiechnięta piękność i skąd wzięła się w domu Schlierenzauera. Później co raz częściej wkradała się w moje myśli. Wyjątkowo dojrzała jak na swój wiek, ale to wciąż nie zmieniało faktu, że była aż dziesięć lat młodsza. Może najlepszą opcją byłaby po prostu ignorancja? Nie, na to raczej bym się nie odważył. Zadałem jej już wystarczająco dużo bólu, choć znaliśmy się naprawdę krótko. Dałem nadzieję, żeby później brunatlnie ją odebrać. Kto się tak zachowuje?! Na pewno nie dorosły facet. Nie potrafiłem podjąć właściwej decyzji. Z drugiej strony, musiałem myśleć również o Kristinie. Jak miałem zrozumieć jej chęć "chwilowej" rozłąki? Kilkanaście dni, tygodni, czy nawet miesięcy? Byłem pewien, że w niczym nam to nie pomoże. Uczucie, którym ją darzyłem tliło się jeszcze maleńkim promieniem, ale niewiele brakowało, by zagasło zupełnie. Zagasło, a później znów błysnęło światłem, za sprawą Nicole? Co powinienem teraz zrobić? Zadzwonić, przeprosić? Przecież nie miałem nawet numeru. Odwróciłem się po usłyszeniu dźwięku otwieranych drzwi. Zupełnie zapomniałem o mamie, która przez cały dzień zajmowała się moją ukochaną córeczką. Była ostanią deską ratunku. Nigdy wcześniej nie obarczałem jej swoimi problemami, już na pewno nie miłosnymi. Uważałem, że to typowe dla 'maminsynków', którzy nie potrafią poradzić sobie z życiem prywatnym. Jednak czułem, że teraz muszę to zrobić... Zapytać o radę, bo inaczej sam bym ze sobą dłużej nie wytrzymam.
- Thommi, co ty tu robisz? Jest przeraźliwie chłodno.
Wróciliśmy do środka. Zaparzyłem herbatę i usiedliśmy przy kuchennym stole. Nie odrywała ode mnie zmartwionego wzroku, ale nic więcej nie mówiła.
- Musisz mi pomóc... - przerwałem ciszę, a jej oczy przepełniły się jeszcze większą troską.
- Słucham...
- Wiesz, że od pewnego czasu nie układa mi się z Kristiną. Niedawno pojawił się ktoś nowy. Jest ładna, inteligentna, a co najważniejsze - kiedy z nią przebywam, czuję się po prostu szczęśliwy. Jest ode mnie dużo, dużo młodsza. Myślisz, że powinienem zaryzykować? Przecież Kris była dla mnie ważna przez tyle lat, a ten stan jest być może tylko przejściowy.
- Mam ci do powiedzenia tylko jedno, ale zinterpretujesz to jak chcesz. Gdybyś naprawdę kochał Kristinę, nie zwróciłbyś tak wielkiej uwagi na żadną inną.
Zasunęła krzesło i opuściła pomieszczenie. Choć doskonale wiedziałem, że nie przepadała za moją partnerką i jej zdanie nie będzie obiektywne, chyba miała rację. Ponownie rozłożyłem się na kanapie, tym razem z nieco letszą głową. Już jutro czekała nas droga do Obersdorfu. Zerknąłen na zegarek znajdujący się na odtwarzaczu dvd i przeniosłem się do Krainy Morfeusza.
~ Nicole
- Pobudka! - Gregor stał w drzwiach z tacą pełną smakołyków.
- Zupełnie zapomniałam, że dziś wyjeżdżamy... - nakryłam twarz poduszką, by trochę poleniuchować.
- Mamy jeszcze czas. Gdzie mogę to położyć?
- To dla mnie? Dziękuję!
Zeszłam z łóżka i stanęłam na opuszkach palców, by pocałować skoczka w policzek. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nie pamiętam, kiedy ostatnio otrzymałam śniadanie prosto do łóżka. Oznajmił, że idzie wziąć prysznic i opuścił pokój. Delikatnie trzasnął drzwiami, przy okazji budząc przy tym Claudię. Blondynka jeszcze jakiś czas narzekała, że jej nigdy czymś takim nie uraczył, ale po chwili znalazła się na moim łóżku i obie konsumowałyśmy przygotowane specjały.
- Kurcze, myślałam, że Sylwestra spędzimy razem, a oni zabierają cię ze sobą... - żaliła się.
- Za to później spędzimy ze sobą mnóstwo czasu. Cztery konkursy w Austrii - uśmiechnęłam się na samą myśl.
- W sumie racja. A jak z Morgensternem? - wyszczerzyła śnieżno-białe zęby.
- Beznadziejna sytuacja. On chyba wciąż kocha Kristinę.
- Nie znam tej lafiryndy, ale wygląda na fałszywą - Claudia najwyraźniej nie mogła zrozumieć wyboru skoczka.
Doszłam do wniosku, że lepiej będzie, jeśli przemilczę kwestię wczorajszego wieczoru. Po około półgodzinnych przygotowaniach, byłam gotowa do wyjścia. Sam Gregor nie krył zdziwienia, że tak szybko
- Mogę cię na chwilę prosić? - jego szept sprawił, że moje ciało zaczęło drżeć.
W co on gra do jasnej cholery?!
Zmierzał przodem, w kierunku sypialni, w której mogliśmy spokojnie porozmawiać. Nie obyło się bez ironicznego komentarza Manuela, a Schlieri odprowadził nas wzrokiem aż do zasunięcia prowizorycznych drzwi.
- O co chodzi? - zapytałam najbardziej beznamiętnym głosem, jaki tylko potrafiłam z siebie wydobyć.
Usiadłam na łóżku, a on z uśmiechem zmierzył mnie wzrokiem.
Cholera, odezwij się wreszcie...
- Wczoraj głupio wyszło...
Nie no, co ty...
- Nie wracajmy do tego - delikatnie uniosłam wargi ku górze.
- Przepraszam za moją reakcję. Myślę, że moglibyśmy zacząć od nowa.
Uff, kamień spadł mi z serca.
- To byłaby chyba najlepsza opcja.
Rozłożyłam się na miękkim łóżku i wyciągnęłam ręce. Ziewnęłam na myśl o ponad dwugodzinnej podróży. Rzuciłam poduszką, wyrywając Morgiego z zamyślenia. Odrzucił ją i po chwili runął tuż obok mnie. Mimo, że budził we mnie skrajnie mieszane uczucia, nie pozostawał obojętny. Nie liczyło się, że ponownie mógł mnie zranić. Ważne, że miałam go przy sobie tu i teraz. Zaczęłam łaskotać blondyna, by przynajmniej trochę odegrać się za stok. No tak, był silniejszy... I to znów ja musiałam błagać o litość. Błagać między kolejnymi salwami niepohamowanego śmiechu. Całą zabawę przerwał Schlierenzauer, który nawet uprzednio nie pukając, wparował do pomieszczenia. Z kamienną twarzą oznajmił, że stoimy w korku, a Pointner jest bliski rozpaczy. Nigdy nie byłam zwolenniczką odkładania wszystkiego na ostatnią chwilę.
Na szczęście zdążyliśmy. Skoczkowie nie mieli czasu na odpoczynek po podróży, bo w przeciągu godziny miały rozpocząć się kwalifikacje, a tuż po nich pierwszy konkurs indywidualny. Gregor nie odezwał się odkąd przyjechaliśmy. Zaoferował jedynie pomoc w niesieniu walizek, ale zapewniłam, że poradzę sama. Z racji, że istniało ryzyko spóźnienia się na skocznię, losowo otrzymaliśmy klucze do pokoi, w których mieliśmy zostawić bagaże i z powrotem wrócić na dół. Część pobiegła schodami, pozostali włącznie ze mną udali się do windy. Kiedy byłam już na odpowiednim piętrze, jeszcze raz zerknęłam numer wygrawerowany na kluczyku. 245. Drzwi pokoju były otwarte. W środku znajdował się nie kto inny, jak Morgenstern.
- Wygląda na to, że dzielimy razem pokój. Teraz to Gregor już w ogóle pozielenieje z zazdrości.
- Przesadzasz... - oboje zaczęliśmy się śmiać.
~*~
Wyniki konkursu ułożyły się wspaniale, ale spokój był chyba jedyną rzeczą, której teraz potrzebowałam. Ułożyłam sie
wygodnie na łóżku i odpaliłam laptopa. W internecie, wchodząc na
jakąkolwiek stronę sportową, spotykałam się z czasem wyolbrzymionymi
tytułami, jak choćby "Thomas Morgenstern powraca i atakuje ze zdwojoną
siłą" lub nieco dwuznacznymi,z których śmiałam się wraz z Fettim, jak na przykład "Thomas Morgenstern
przeleciał dziś wszystkich." Byłam z niego taka dumna... Zdeklasował rywali. Przed drugim Stochem prowadził piętnastoma punktami. Schlieri musiał zadowolić się trzecim miejscem. Pomyślałam, że chyba jednak skorzystam z
zaproszenia skoczków i zejdę do jadalni razem z nimi, by skromnie
świętować Nowy Rok. Zegarek wskazywał siedemnastą, więc miałam jeszcze
masę czasu. Odświerzyłam się pod prysznicem i starannie ułożyłam włosy.
Przeprasowałam wymiętą sukienkę, którą zabrałam specjalnie na tą okazję.
Może miała trochę za duży dekolt, ale po za tym leżała idealnie.
Zrobiłam delikatny makijaż, na nogi założyłam wysokie szpilki i byłam
gotowa do wyjścia. Morgiego wciąż nie było w pokoju. Nie zaznał spokoju
nawet po konferencji prasowej. Ledwo zakończył jedno połączenie, a na
ekranie widniał kolejny numer. Opuściłam pokój i ruszyłam w kierunku windy.
Kiedy czekałam, aż ta pojawi się na odpowiednim piętrze usłyszałam
rozmowę, o której chciałam jak najszybciej zapomnieć.
- To dobrze, że znowu się układa - powiedział zupełnie szczerze Kofler.
- Rozmawialiśmy ponad godzinę, pierwszy raz od paru tygodni - Thomas był
przeszczęśliwy i to nie z powodu wygranych zawodów.
- Ale stary... Nie sądzisz, że to trochę podejrzane? Znów wszędzie o
tobie piszą i akurat w tym momencie, Kristina się odzywa.
- Szukasz dziury w całym Andi - zaśmiał się przyjacielsko - lecę się
przebrać i zaraz do was dołączę.
Schowałam się za ścianą, by nie natknąć się na blondyna. Szczerze
mówiąc, straciłam ochotę na zabawę sylwestrową. Odczekałam chwilę i
wróciłam do pokoju po płaszcz. Współlokator akurat się kąpał, bo z
łazienki dochodził dźwięk kapiącej wody. Wróciłam do windy, a następnie
niezauważona opuściłam hotel. Śnieżyca. Po prostu wspaniale. Szłam
zaśnieżonymi ulicami Oberstdorfu, które tak doskonale znałam. Choć
przeraźliwe zimno coraz bardziej dawało się we znaki, nie chciałam tam
wracać. Płakałam. Znów przez niego. Przetarłam oczy rękawiczkami i
weszłam do najbliższego sklepu. Szybko przejrzałam półkę z różnorodnymi
napojami alkoholowymi.
- Jack Daniels - powiedziałam zdecydowanym tonem.
- A dowodzik jest? - starszy mężczyzna lustrował mnie wzrokiem.
- Owszem.
Tak, jak myślałam, nabrał się na tymczasowy dowód i z łatwością sprzedał mi butelkę whisky. Ponownie wyszłam na zewnątrz. Zdana na łaskę losu, zajęłam ławkę ukrytą między kamienicami. Upiłam spory łyk napoju.
- Jack Daniels - powiedziałam zdecydowanym tonem.
- A dowodzik jest? - starszy mężczyzna lustrował mnie wzrokiem.
- Owszem.
Tak, jak myślałam, nabrał się na tymczasowy dowód i z łatwością sprzedał mi butelkę whisky. Ponownie wyszłam na zewnątrz. Zdana na łaskę losu, zajęłam ławkę ukrytą między kamienicami. Upiłam spory łyk napoju.
~*~
Witaaam! <3
Nie będę dużo rozpisywać się na temat treści, z której nie do końca jestem zadowolona. Mogę tylko powiedzieć, że w następnym rozdziale powróci Richard! :)
Czytasz? = Zostaw Komentarz
To naprawdę motywujące.